czwartek, 20 października 2011

Walczy się

Dwaj chłopcy tłukli się niemiłosiernie na przystanku. Ludzie stali obok i albo udawali, że tego nie widzą, albo z nieskrywaną ciekawością śledzili przebieg walki. Nikt nie kwapił się, aby zainterweniować, chociaż teren wokół poznaczony był krwią. Wreszcie zjawił się jakiś facet w średnim wieku i zadziwiająco łatwo przerwał bijatykę.

Stojąc między zziajanymi chłopakami jak sędzia na ringu, zapytał: „A właściwie o co wam poszło?”. Walczący jeszcze przed chwilą z wielką zażartością popatrzyli na niego ze zdumieniem. Ani jeden ani drugi nie pamiętali, co było powodem bitwy. Naprędce zaczęli wymyślać jakieś wzajemne oskarżenia, ale z zamkniętymi oczami można było namacać, że powód, dla którego walczyli akurat tego dnia ze sobą, tak naprawdę nie miał żadnego znaczenia. Właściwie każdy pretekst był dobry. Bo chodziło o to, żeby walczyć. O to, żeby okazywać wzajemną wrogość. Aby być po przeciwnych stronach. Aby w jakiejkolwiek sprawie postawić na swoim. A czy są lepsze argumenty, niż pięści i kopniaki?

Słysząc opowieść o tym wydarzeniu na przystanku pomyślałem sobie, że to świetny obraz naszego życia społecznego od wielu lat. Właśnie społecznego, nie tylko politycznego. To, co wyprawiają politycy, a z upodobaniem nagłaśniają media, jest tylko szczególnie widocznym czubkiem wielkiej góry naszych międzyludzkich relacji. Relacji opartych nie na współdziałaniu, współpracy, jedności, ale na nieustannym dzieleniu się na grupy i grupki, na bezpardonowej walce, na wykluczaniu innych ze swojego, mozolnie budowanego świata.

Raz po raz napotykam dowody, że taki sposób podejścia do rzeczywistości upowszechnia się również w Kościele w Polsce. Okazuje się, że od głoszenia pozytywnego przesłania Dobrej Nowiny, ważniejsze jest tropienie wrogów, wytykanie innym, dzielenie na prawdziwych i nieprawdziwych, na swoich i cudzych.

Przed laty Skaldowie śpiewali, że „nie o to chodzi by złowić króliczka, ale by gonić go”. Mam wrażenie, że coś podobnego wkradło się i rozgościło w nasze życie społeczne i dotyczy walki. Walka stała się celem samym w sobie. Już nie walczymy o coś. Nawet nie walczymy po to, aby kogoś pokonać. Walczymy, żeby walczyć. Dlatego tak wiele wysiłku wkładamy w kreowanie wciąż nowych podziałów. Dlatego z taką nerwowością wyszukujemy wciąż nowych wrogów. Robimy wszystko, aby walka się nie skończyła. Bo póki trwa, nie trzeba zadawać sobie żadnych fundamentalnych pytań. Także tych o powód i cel walki, którą z takim zaangażowaniem toczymy.

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz