Lepiej przyznam się od razu, bo sprawa pewnie i tak wyjdzie na jaw. Otóż nie załapałem się na specjalną zamkniętą VIP-owską imprezę z udziałem pewnej celebrytki. Przybyła ona po raz pierwszy do Polski, aby – jak podały media – „uświetnić” swoją obecnością jedną handlową uroczystość.
Przyznać muszę również, że cała wina w tej kwestii leży po mojej stronie, ponieważ nie zrobiłem nic, aby na to wyjątkowe i unikalne w skali kraju spotkanie się dostać. Nawet nie kiwnąłem palcem. Nawet nie sięgnąłem po komórkę, aby gdzieś zadzwonić i zaproszenie wybłagać. Okazałem w tej materii niezrozumiałą dla wielu obojętność.
A przecież znana celebrytka, jak tylko dotknęła swymi stopami naszej ziemi ojczystej, szepnęła w stronę dziennikarzy, że nas kocha... A przecież przyleciała do nas z niemal godzinnym opóźnieniem prostu z USA, z Los Angeles, z krótkim tylko międzylądowaniem we Frankfurcie. W dodatku skorzystała ze zwykłego rejsowego samolotu! Nie użyła swojego prywatnego odrzutowca. Jak przeczytałem w jednej z gazet, „Wystarczyła jej pierwsza klasa, w której ulokowała się ze swoim kilkunastoosobowym orszakiem”.
To nie wszystko. Ta wyjątkowa osoba, znana zasadniczo tylko z tego, że jest znana no i z tego, że odziedziczyła wielką fortunę, specjalnie dla nas bardzo się poświęciła. Wyruszyła na dwa dni do naszego kraju bez choćby jednego ze swoich piesków. Jak się udało dowiedzieć mediom, nie chciała, „by zwierzaki męczyły się w czasie podróży” i dlatego „zostały w domu z opiekunką”. No proszę. Psa by nie wygonił w daleką podróż do Polski, a celebrytka podjęła ten niebywały trud. Nic dziwnego, że jej pobyt tutaj jest starannie i szczegółowo (niemal sekunda po sekundzie) dokumentowany oraz podawany do publicznej wiadomości w odpowiedniej oprawie. „Zobaczcie naszą relację z pobytu celebrytki w stolicy województwa” – zachęcał w Internecie jeden z dzienników. Nic dziwnego, że nawet na specjalistycznych forach internetowych poświęconych lotnictwu podano precyzyjne wiadomości na temat przylotu „światowej sławy celebrytki”. Łącznie z tym, że samolot został ustawiony na stanowisku dziewiątym na płycie postojowej nr jeden.
Jak wynika z badań, jeszcze dwa lata temu praktycznie nie używaliśmy w Polsce słowa „celebryta”. Co nie znaczy, że nie marnowaliśmy mnóstwa czasu i energii na zajmowanie się ludźmi, którzy są znani tylko z tego, że są znani. Marnowaliśmy. Marnujemy. I pewnie będziemy marnować. Pusty blichtr przyciąga gawiedź w każdych czasach.
Ktoś się obraził, że użyłem słowa „gawiedź”? Spokojnie. Sam się do niej też zaliczam. Przecież poświęciłem tylko jednej celebrytce, która zawitała w moją okolicę, aż cały felieton.
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
czwartek, 13 października 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz