sobota, 27 listopada 2010

Pozbawieni

Jedni mówią, że żyjemy w epoce postchrześcijńskiej. Inni idą dalej - twierdzą, że nasze czasy to era postateistyczna.

Ja odnoszę wrażenie, że jest jeszcze coś "post", a przynajmniej "po". Wygląda na to, że żyjemy w okresie "pozbawiennym", czyli w takim, w którym ogromna liczba ludzi nie tylko nie odczuwa potrzeby zbawienia, ale nawet nie rozumie tego pojęcia. Nic dziwnego, że Kościół nie potrafi dotrzeć do z nich z Dobrą Nowina o zbawieniu, skoro jest to dla nich puste słowo.

Wikipedia: "Zbawienie – uwolnienie się z niekorzystnego stanu lub okoliczności". Wybawienie kojarzy się z jakimś zagrożeniem, niebezpieczeństwem. Tymczasem dzisiaj naprawdę niewielu ludzi czuje się faktycznie pozbawionych poczucia bezpieczeństwa. A nawet jeśli, to szukają (i znajdują) mnóstwo ziemskich, doczesnych, ludzkich sposobów, aby to poczucie posiąść. Ilu ludzi traktuje poważnie i przyjmuje jako swoje to sformułowanie z Katechizmu Kościoła Katolickiego: "Człowiek, powołany do szczęścia, ale zraniony przez grzech, potrzebuje zbawienia Bożego"? Wystarczy popatrzeć na wyraz twarzy ludzi, którym się mówi o zbawieniu, odkupieniu itp. Ludzi wierzących, deklarujących się jako katolicy.

Ludzie zostali pozbawieni potrzeby zbawienia. Nie potrzebują więc również zbawiciela, nie potrzebują żadnych wskazówek, jak osiągnąć zbawienie. Tym bardziej nie dociera do nich, że potrzeba do zbawienia nadprzyrodzonej łączności z Kościołem.

W poważnych umowach na początku zamieszcza się spis pojęć wraz ze sposobem ich rozumienia w tym dokumencie. Księża mówią ludziom o zbawieniu, ale z niewiadomych powodów milcząco przyjmują, że jest to pojęcie powszechnie znane i dobrze rozumiane. No i gadają jak dziad do obrazu...

Kto dziś się przyzna z własnej woli, że jak Izraelici w Egipcie potrzebuje zbawiennej interwencji Boga, która go uwolni z niewoli? Dzisiaj każdy przecież wolny i niepodległy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz