czwartek, 25 listopada 2010

Z GPS-em w bagno

Było tak. Dwóch kumpli przyjechało na jakąś ważną konferencję. Byli w tym mieście pierwszy raz. Wysiedli z pociągu i właśnie stali na peronie. „No to prowadź” – powiedział grubszy do chudszego. „Ja?” – chudszy zdziwił się i zestresował. Nie wiadomo, co bardziej. „Dlaczego ja? Przecież tak jak ty nigdy tu nie byłem” – obruszył się. „Jak to dlaczego?” – tym razem grubszy był szczerze zdziwiony. „Przecież ty zawsze prowadzisz. Zawsze wiesz dokąd i którędy iść” – powiedział do chudszego i czekał, aż ten ruszy w stronę wyjścia. Czuł się tak pewnie i bezpiecznie, że nawet nie zadał sobie wysiłku, aby poszukać wzrokiem tabliczki „Do miasta”.

Chyba każdy kogoś prowadzi. Tylko często nie zdaje sobie z tego sprawy. Najzwyczajniej pod słońcem nie wie, że jest dla kogoś innego przewodnikiem. Niejednokrotnie przewodnikiem życiowych. Albo duchowym. Zdarzają się nawet rodzice, nauczyciele, różni ważni i działający publicznie ludzie, którzy nie mają tej świadomości.

Odkrycie, że jest się czyimś przewodnikiem, to poważny szok. Bo nagle człowiek uświadamia sobie, że jest odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale także za kogoś innego. A to przecież nie takie proste, być odpowiedzialnym za drugiego człowieka.

Nie uświadamiamy sobie często, że nawet najprostsze rzeczy, które robimy, wypowiadane spontanicznie opinie i poglądy, postawy, zachowania, reakcje, sprawiają, iż dla kogoś stajemy się autorytetem, wzorem, przewodnikiem. To może przerażać, że ktoś patrząc na człowieka, słuchając tego, co mówi, czytając, co gdzieś napisze (nawet na blogu), dochodzi do wniosku – on wie, dokąd i którędy trzeba iść. Idę za nim.

Jechałem kiedyś ze znajomym na Słowację, do takiej małej miejscowości. Jego samochodem. On siedział za kierownicą. W samochodzie zainstalowany był GPS. Znajmy przed wyruszeniem pracowicie coś tam w urządzenie wpisał i ruszyliśmy. Nie ujechaliśmy daleko, a już GPS żeńskim głosem zaczął krzyczeć „Zawróć, zawróć!”. Znajomy jechał dalej. Tak sytuacja powtórzyła się po drodze wiele razy. Nawet nie musiałem pytać. Znajomy jechał do celu naszej podróży już wiele razy i znakomicie znał najlepszą drogę. O wiele lepszą, niż proponowało mające służyć za przewodnika urządzenie. Okazało się, że tę najlepszą drogę już dano pokazał mu ktoś inny. Zapytałem więc znajomego, po co włączył mechanicznego przewodnika, skoro sam prowadzi o wiele lepiej, niż on. Uśmiechnął się i nie odpowiedział.

Każdy potrzebuje prowadzenia. To nie jest tak, że znamy znakomicie wszystkie cele i wszystkie drogi. Ale decyzję o tym, za kim się idzie, każdy podejmuje sam. Można wybrać kogoś, kto świetnie wie dokąd i którędy. Ale - uwaga - można wybrać takiego przewodnika, który - jak niektóre GPS-y - prowadzi na bagno albo prosto do głębokiego stawu. Trzeba uważać, jak się wybiera.

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz