- Trochę śniegu i już totalna bezradność - zakpił młody i bezczelny. W ciężkich butach z traktorami pewnym krokiem szybko przemieszczał się chodnikiem. W ostatniej chwili złapał jakąś babcię, która pół metra przed nim nagle straciła równowagę i była już w połowie drogi ku ziemi.
Staruszka wsparła się na nim mocno. Poczuł jej wagę. Nie spodziewał się, że mogła być aż taka ciężka.
- Ja kiedyś też byłam taka ważna - zapiszczała skrzekliwie. - Korzystaj, póki możesz - dodała, stając w miarę pewnie na nieodśnieżonym chodniku.
- Wolałbym nie dożyć - mruknął bezlitośnie.
- Przejdzie ci. Będziesz chciał bardzo żyć, chociaż będziesz się co chwilę czepiać innych ludzi, żeby się kompletnie nie rozłożyć - z nutą złości w głosie odpowiedziała mu babcia.
- Co się pani złości, przecież pomogłem. Podziękowania się spodziewałem, a nie opieprzu - tonem usprawiedliwienia powiedział młody.
- To nie był opieprz, tylko dowód wdzięczności z mojej strony - uśmiechnęła się staruszka. - Leć, bo i tak ci już dość czasu zabrałam.
- Nie wywali się pani znowu?
- Postaram się. Ale ty też na siebie uważaj. Ślisko jest...
poniedziałek, 29 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz