czwartek, 4 listopada 2010

Zemsta pana R. (15)

Opowieść bez klucza

- Co ty o mnie wiesz, żeby mnie osądzać? - powiedziała cicho i trochę żałośnie. - Nic nie wiesz. Przecież mnie nie znasz. A jednak osądzasz - mówiła dalej tonem, jakim nauczycielka zwraca się do wzorowego ucznia, który niespodziewanie narozrabiał, aby zakończyć swoją przemowę zdaniem "Zawiodłam się na tobie".

Szef poczuł się zaatakowany. Bardzo zaatakowany.

- Coś tam jednak wiem - powiedział znacznie głośniej, niż zamierzał. - Ludzie mówią...

- Ludzie mówią, ludzie mówią - przerwała mu delikatnie, ale stanowczo. - A ty od dzisiaj jesteś w zawodzie, żeby wierzyć w to, co ludzie mówią?

- Ale to przecież nie byle jacy ludzie mówią. Sam papież przecież tak powiedział - bronił się Szef, słysząc równocześnie, jak nieprzekonująco brzmią słowa, które wypowiadał nadal przynajmniej o kilka decybeli za głośno. Zbyt podniesiony głos uwypuklał ich nikłą wartość argumentacyjną. Szef spróbował zapanować nad głosem. - To nie jest przecież mój wymysł - powiedział ciszej. Znów nie trafił. Tym razem było za cicho.

- Nie na powtarzaniu zasłyszanych opinii budowałeś sobie nazwisko - stwierdziła. Zabolało. Szef przypomniał sobie czasy, gdy nie szedł na żadne kompromisy i niemal każdy jego materiał aż skwierczał od zawartej w nim prawdy. "To nie było tak dawno" - pomyślał.

- To nie było tak dawno - usłyszał te same słowa wypowiedziane na głos. Ale to nie on je wypowiedział, tylko ona. Szef najpierw poczuł ulgę, że nie ujawnił swoich najskrytszych myśli, po czym opanowało go przerażenie, bo zaczął coś podejrzewać.

- Pani mi czyta w myślach! - krzyknął.

- A cóż w tym dziwnego? - uśmiechnęła się po raz pierwszy w czasie rozmowy, którą toczyli od kilku minut. To nie był uśmiech tryumfu. To był uśmiech uspokajający. I Szef się uspokoił. Uśmiech sprawił, że z uwagą zaczął się przyglądać jej twarzy, a potem całej postaci. Była piękna. Ale innym pięknem, niż Magda. Magda była przy niej chyba tylko ładna. Bardzo ładna, ale jednak nie piękna. Szef na widok piękna tej kobiety, która zgłaszała pod jego adresem pretensje, miał ochotę po prostu płakać. Nie, nie tylko dlatego, że zaczął odczuwać jakiś nieokreślony co do miejsca wewnętrzny ból. Chciało mu się płakać dla... uczczenia tego piękna? Nie rozumiał tego.

- Łzy oczyszczają. Nikt nie widzi - powiedziała zachęcająco.

- Ale, ale, jak to możliwe? - zapytał, czując, jak łzy powoli płyną po jego twarzy.

Nie odpowiedziała, tylko znów się uśmiechnęła. Tym razem ten uśmiech był po prostu dla niego. Trwali tak długą chwilę - ona uśmiechnięta, on zapłakany.

- Spróbuj się o mnie czegoś więcej dowiedzieć - powiedziała, nie kryjąc prośby w głosie.

- Oczywiście - kiwnął głową. - Ale jak ma pani...

- Przecież wiesz, jak mam na imię - wpadła mu w słowo. - Poczytaj, czy naprawdę się, jak to powiedziałeś, "puszczałam" - dodała.

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz