piątek, 5 listopada 2010

Wykluczanie

Co się dzieje? Naprawdę można się przestraszyć, śledząc wydarzenia tylko w jednym regionie. Syn zabił ojca i poćwiartował jego zwłoki, aby je potem wrzucić do zalewu. Kolega zastrzelił kolegę z broni myśliwskiej. Wcześniej jakiś górnik strzelał do swoich najbliższych...

Czy to tylko agresja, o której tyle ostatnio słyszymy? Pewnie też. Ale nie tylko. Mam wrażenie, że problem leży głębiej. Nie chodzi tu tylko o rozładowywanie w taki sposób nagromadzonych emocji. Chodzi o pewien sposób myślenia na temat urządzania świata wokół nas. Chodzi o tę wizję świata, w której toleruje się tylko tych, którzy w żaden sposób nam nie tylko nie zagrażają, ale również nie przeszkadzają w konstruowaniu rzeczywistości po naszemu. I którzy widzą świat tak samo, jak my.

„Boję się ludzi, którzy mówią: będzie tak, jak ja chcę, albo wcale nie będzie” – powiedział znajomy w czasie wymiany zdań na temat ostatnich wydarzeń.

Inny uczestnik dyskusji zwrócił uwagę, że to sformułowanie jest niejednoznaczne. Bo co to znaczy „wcale nie będzie”?

„A zauważyliście, że ostatnio główną zasadą zaczyna być w Polsce zasada wykluczania?” – zauważyła jedyna w całym gronie kobieta.

„Zgadza się” – przytaknął pierwszy z znajomy, a drugi natychmiast dodał:

„Bo przykład idzie z góry. Zauważcie, że nasi politycy zajmują się nie argumentowaniem i przekonywaniem siebie wzajemnie, lecz mówią, kto ma prawo istnieć na scenie politycznej, a kogo należy z niej wyeliminować”.

„Fakt, rzeczowych argumentów zero, za to się dowiadujemy, że ktoś nie ma moralnego prawa do działania w polityce, a to znowu, że kogoś należy zamknąć w zakładzie psychiatrycznym” – podchwycił pierwszy.

„Ciekawe, do czego nas ta polityka wykluczania doprowadzi” – włączyłem się ostrożnie do dyskusji.

„E tam, do niczego” – uspokoił mnie drugi znajomy, a kobieta z przekonaniem pokiwała głową. „Przecież to nic nowego. Już Kain wykluczył Abla” – powiedziała.

Ze zdumienia szeroko otworzyłem oczy. Nigdy nie myślałem w tych kategoriach o opisanym w Biblii pierwszym zabójstwie. Coś jest na rzeczy. To była chęć wykluczenia drugiego człowieka. Odebrania mu prawa do istnienia w tym konkretnym, kainowym kawałku świata.

„Czyli Kain górą?” – zapytałem smutno.

„No co ksiądz. Przecież to działa inaczej. Ten, kto usiłuje wykluczyć innych, w rzeczywistości sam się wyklucza” – wytłumaczył mi pierwszy znajomy.

„Ten, kto usiłuje wykluczyć innych, w rzeczywistości sam się wyklucza” – powtórzyłem w myślach i postanowiłem, że przy najbliższej okazji muszę się nad tym poważnie zastanowić.

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM 4 listopada 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz