Dowiedziałem się, że niektórzy uważają mnie za pesymistę. „Niedobrze” - pomyślałem. Przecież pesymista to człowiek przeniknięty pesymizmem, niewiarą w świat i ludzi, w lepszą przyszłość. Pesymista to ktoś ogarnięty skłonnością do czarnowidztwa i beznadziei. Pesymizm to postawa wyrażająca się w skłonności do dostrzegania tylko ujemnych stron życia, negatywnej oceny rzeczywistości oraz przyszłości.
Jako pogląd filozoficzny pesymizm charakteryzuje brak wiary w przyszłość, w postęp społeczny, w celowość życia i jego wartości. Mało tego. Dla psychologów pesymizm to nastrój lub emocjonalna skłonność do dopatrywania się wszędzie przejawów lub zapowiedzi zła, z którymi wiąże się stosunek do świata nacechowany lękiem i poczuciem bezsilności.
Pesymista, to ten, który uważa, że w połowie pełna szklanka jest tak naprawdę w połowie pusta. To ktoś, kto twierdzi, iż nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. A jeśli jest dobrze, to znak, że wkrótce się pogorszy. Według pesymisty światełko w tunelu to tylko znak nadjeżdżającego pociągu, lepiej już było, a im wyżej się wdrapiesz, z tym większej wysokości spadniesz. W relacjach z ludźmi pesymista hołduje zasadzie „Nie rób drugiemu dobrze, nie będzie ci źle”.
George Bernard Shaw uważał, że pesymista to człowiek, który sądzi, że wszyscy są tak samo okropni jak on, i nienawidzi ich za to. A Oscar Wilde twierdził, że pesymista to ktoś, kto postawiony przed wyborem jednego z dwojga złego – wybiera oba.
Gdyby się ograniczyć tylko do powyższych uwag na temat pesymistów, można by dojść do wniosku, że nie ma z nich żadnego pożytku. I że kto, jak kto, ale pesymiści świata do przodu nie popychają.
Hmmm, bo ja wiem. Znalazłem jednak w Internecie coś optymistycznego na temat pesymistów. Na przykład takie zdanie: „Pesymiści są potrzebni światu: gdy optymista wynalazł samolot, pesymista skonstruował spadochron”. Ktoś stwierdził nawet, że pesymizm to jedynie nazwa, jaką ludzie o słabych nerwach nadają mądrości. A jeszcze ktoś inny doszedł do wniosku, że pesymista to po prostu dobrze poinformowany optymista.
Czy ja jestem pesymistą? Od maleńkości mam zakodowaną zasadę, którą usłyszałem w pewnej baśni czytanej mi przez Mamę z wielkiej księgi: „Jeszcze nigdy nie było, żeby jakoś nie było”. Pewnie tę samą baśń czytał kiedyś Jaroslav Haąek, skoro niemal identyczna myśl zawarł w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka”.
Ale żeby osiągnąć pewność zrobiłem sobie psychotest. Sam. Na przykładzie kierowcy owej wielkiej wywrotki, który we Wrocławiu z podniesioną skrzynią ładunkową wjechał na przejazd kolejowy i na odcinku kilkuset metrów zerwał trakcję, powodując ogromne zniszczenia. Czy potrafię się dopatrzyć w tym zdarzeniu czegoś pozytywnego? Oczywiście! Za spowodowanie wypadku z milionowymi stratami kierowca tira-wywrotki dostał tylko pięćset złotych mandatu! ;-)
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
czwartek, 13 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz