Są ludzie bardzo, ale to bardzo religijni. Tak religijni, że - jak ktoś to powiedział - niemal się w tej religijności zatracają. Jednak pomiędzy ich religijnością a życiem jest nawet nie ogromna przepaść, lecz po prostu nieprzekraczalna granica. Religijność nie ma żadnego związku z ich decyzjami życiowymi. A decyzje życiowe z religijnością.
Chciałem najpierw napisać, że ich wiara nie ma nic wspólnego z tym, jak żyją, ale nie, tu nie chodzi o wiarę. Rzecz jest tak skomplikowana, że trudno ustalić cokolwiek w kwestii ich wiary.
Tacy ludzie spowiadają się więc długo i drobiazgowo z rozproszeń podczas modlitwy i z tego, że podczas Mszy świętej na moment odwrócili wzrok od ołtarza. Ale do głowy im nie przyjdzie, aby wyznać, że nawet najbliższych ludzi traktują z pogardą i bezwzględnością. Chociaż całe osiedle o tym wie i głośno opowiada.
Tacy ludzie nie są niczym nowym na tym świecie. I lepsi ode mnie próbowali ich opisać, jak choćby biskup warmiński i arcybiskup gnieźnieński Ignacy Krasicki:
"Dewotce służebnica w czymsiś przewiniła
Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła.
Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny,
Mówiąc właśnie te słowa: "... i odpuść nam winy,
Jako my odpuszczamy" - biła bez litości..."
Nie wymyślę też innej pointy dla mego spostrzeżenia, niż sam abp Krasicki:
"Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności".
środa, 5 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz