środa, 19 stycznia 2011

Kto komu

"Chrześcijaństwo nie opowiada w pierwszym rzędzie o tym, co człowiek wobec Boga powinien zrobić, lecz o tym, co Bóg zrobił, robi, zrobi dla człowieka i wraz z człowiekiem" - napisał ks. Grzegorz Strzelczyk w "Tygodniku Powszechnym", w artykule będącym będącym na pozór karkołomną równoczesną obroną Tradycji i marzenia o "czystej Ewangelii".

Niestety, o wiele łatwiej jest traktować chrześcijaństwo jako listę powinności człowieka wobec Boga, niż jako będące darem współuczestnictwo w wielkim dziele Bożym.

Aby patrzeć na chrześcijaństwo w taki sposób, jak to skrótowo ujął ks. Strzelczyk, trzeba wyjść poza traktowanie własnego chrześcijaństwa tylko jako religii. Trzeba przejść do kategorii wiary. I to wiary wynikającej z osobistego spotkania z Bogiem.

Dzisiaj jest ogromna presja na wypaczanie właściwego znaczenia sformułowania "wiara ojców". W niejednym umyśle oznacza ono dzisiaj "muzealne" albo "skansenowe" podejście do kwestii wiary. A jej praktykowanie staje się czymś na kształt modnych dzisiaj rekonstrukcji wielkich historycznych wydarzeń. Tak, jak dla uczestników rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem to nie jest w rzeczywistości ich bitwą (chociaż poświęcają jej wiele wysiłku i emocjonalnego zaangażowania), tak dla niejednego dzisiejszego polskiego katolika przejęta "wiara ojców", nie jest jego wiarą osobistą. Chociaż czasem poświęca jej mnóstwo czasu i zaangażowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz