Są mieszkania, do których naprawdę przyjemnie jest wejść. Zadbane, urządzone ze smakiem, dobrze pojętą nowoczesnością, czyste, przemyślane, funkcjonalne. Jest ich niemało.
Ale wchodzenie do nich najczęściej związane jest z ogromnym kontrastem. Wręcz przepaść. Przepaść między tym, co za drzwiami mieszkania, a tym, co przed nimi. Przerażająca, latami nieremontowana, brudna, zniszczona klatka schodowa. Często nawet najstarsi mieszkańcy nie pamiętają, kiedy pędzel dotknął jej ściany. Stan schodów niejednokrotnie tak fatalny, że grozi wypadkiem z trwałymi skutkami.
A wcześniej w jeszcze gorszym stanie otoczenie budynku. Byle jakie chodniki lub ich brak, dziurawe drogi, błotniste i pełne głębokich kałuż place i dziedzińce.
Jak w mieszkańcach takich okolic, ludziach - jak widać po ich mieszkaniach - lubiących nie tylko ład, porządek, czystość, estetykę i praktyczne rozwiązania, ale również piękno, nie ma być pewnego pęknięcia, dwoistości w podejściu do życia? Nawet tak prosta sprawa, jak mieszkanie i jego otoczenie, uczy ich wyraźnego rozdzielania rzeczywistości na to, co prywatne, na co mają realny wpływ i co mogą kształtować ku dobru, oraz na to co wykraczające poza prywatność, na co wpływu nie mają, co jest im obce i wstrętne, a przez co muszą się codziennie po wielokroć przedzierać, aby dotrzeć do swej oazy normalności.
Moim zdaniem zmuszanie ludzi do życia w takiej dychotomii jest niemoralne.
sobota, 15 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz