To miała być wyjątkowo ciekawa i emocjonująca wycieczka. Postanowili zwiedzić podziemia pewnego zamczyska, które na ich prośbę wyjątkowo, ale tylko częściowo, zostały udostępnione dla turystów. Podziemia te były specyficznym połączeniem dzieła rąk ludzkich i naturalnych jaskiń.
„Wziąłeś latarkę?” - zapytała kobieta. „Nie, po co. Tam jest oświetlenie elektryczne” - odpowiedział mężczyzna. Pracownik muzeum, który otwierał im rzadko odwiedzany fragment obiektu, potwierdził, że ta część, którą wolno zwiedzać, jest oświetlona i odpowiednio oznaczona. Na wszelki wypadek dał im jeszcze bardzo dokładny plan podziemi. Wzięli go i weszli do środka.
Oświetlenie składało się z niezbyt gęsto rozmieszczonych słabych i bardzo zabrudzonych żarówek. Dawało jednak na tyle jasności, żeby zwiedzający mogli podziwiać kunszt architektów, płynnie przechodzący w piękne, naturalne korytarze jaskiń.
Byli już za połową trasy zwiedzania, gdy nagle światło zgasło. Zatrzymali się. Mieli nadzieję, że to tylko chwilowy problem. Ale czas mijał, a światło nie wracało. „Mówiłam, żeby wziąć latarki” - powiedziała kobieta, nawet nie jako wyrzut, po prostu chciała przerwać ciszę. „Wiem, wiem, miałaś rację. Ale jakoś damy radę”. Po omacku, próbując sobie przyświecać telefonem komórkowym, ruszył przed siebie. „I tak już szliśmy w stronę wyjścia, więc powoli dojdziemy” - dodawał otuchy swojej partnerce.
Małymi kroczkami szła za nim. Według planu musieli być już blisko wyjścia. Wystarczyło iść wzdłuż jednej ściany. Jednak minęło pół godziny, odkąd zgasło światło, a oni wciąż byli w podziemiach. „Boję się” - powiedziała kobieta. „Spokojnie, jestem z tobą” - uspokajał ją mężczyzna. Ale prawda była oczywista. „Zabłądziliśmy” - stwierdziła kobieta. Zatrzymała się i trzymając się mężczyzny zaczęła ostrożnie obracać się w różne strony. Nagle krzyknęła: „Tam widać światło! Wracamy!”. Mężczyzna w pierwszej chwili chciał zaprotestować i tłumaczyć, że nie ma sensu wracać, skoro byli już blisko wyjścia, ale gdy się odwrócił i zobaczył w oddali światło, zrezygnował z oporu i ruszył w jego stronę…
niedziela, 23 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz