Trzeba bardzo uważać. To nic nadzwyczajnego, że wyrabiamy sobie o ludziach opinie, zupełnie ich nie znając, a opierając się jedynie na bardzo zapośredniczonych danych. Dzisiaj jest jednak jeszcze trudniej niż dawniej, ponieważ opieramy się w ogromnej mierze nie tylko na tym, co o tym czy tamtym człowieku mówią inni, ale korzystamy z materiału dostarczanego nam przez media. Media (zwłaszcza telewizja) dają pozór prawdziwości w odbiorze człowieka. Oglądając kogoś występującego przed kamerą, słuchając jego wypowiedzi w radiu lub czytając w prasie albo w Internecie teksty jego autorstwa, zakładamy, że są oknem, które pozwala nam zajrzeć w prawdziwe wnętrze drugiej osoby.
Otóż nie. Przy czym nie chodzi tu o złą wolę i świadome fałszowanie swojego wizerunku przez ludzi. To pewnie też się zdarza, ale przede wszystkim to my sami popełniamy błąd, opierając się z jednej strony na - siłą rzeczy - wyrywkowych danych o innych ludziach, a z drugiej na własnych pragnieniach i oczekiwaniach pod adresem tego czy innego człowieka.
Bardzo radykalnym testem jest w takiej sytuacji bezpośredni kontakt z takim człowiekiem, którego we własnym mniemaniu jakoś tam znamy i mamy na jego temat zdanie. Niestety, z moich doświadczeń wynika, że najczęściej podejmując próbę bezpośredniego kontaktu (czasami wystarcza tu krótka rozmowa telefoniczna, a niejednokrotnie wymiana maili lub skorzystanie z internetowego komunikatora) narażamy się na duże rozczarowanie. Zwłaszcza wobec ludzi, których jakoś tam poważamy lub nawet uważamy za autorytety w tej czy innej dziedzinie. To zresztą szokujące, jak łatwo liczymy się ze zdaniem ludzi, których faktycznie wcale nie znamy...
Chociaż kilka razy - na szczęście - zdarzyło mi się coś odwrotnego. Człowiek przy bezpośrednim kontakcie zyskał. :-)
poniedziałek, 10 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz