Pamiętam czasy, gdy kradzież w zakładzie pracy, byle jakie wykonywanie swoich zawodowych zadań, oszukiwanie kierownictwa itp. uważane były w Polsce nie tylko za coś nienagannego moralnie, ale wręcz bywało traktowane jako swoiste bohaterstwo i w ogóle walka z totalitarnym ustrojem. Z kradzionych materiałów budowano nawet świątynie, które służą ludziom do dziś (chociaż często są w tak tragicznym stanie, że prościej i taniej byłoby je zburzyć i zbudować porządnie na nowo). Co prawda mówiło się tu i ówdzie o etosie pracy itp., ale - jak to ujął jeden z moich znajomych - "bez przesady".
A dzisiaj, czy ktoś się przejmuje problemami moralnymi, jakie wiążą się z wykonywaną przez niego pracą?
Właśnie w internecie krzyczy tytuł sugerujący, że znany prezenter "naciąga Polaków". Niby na końcu tkwi pytajnik, ale sugestia jest bardzo stanowcza. Chodzi o reklamy tzw. pustych SMS-ów, za które niby ma się wygrywać nagrody.
Rozmawiałem niedawno z młodym pracownikiem wielkiego hipermarketu, który koniecznie chciał się dowiedzieć ode mnie, czy jeśli przez cały dzień zajmował się ukrywaniem przed klientami faktu przeterminowania dużej partii towaru, to ma grzech. "Nie mogłem odmówić, bo bym natychmiast wyleciał z pracy" - uzupełnił, zanim zdążyłem zadać jakieś dodatkowe pytania. "Nic nie powiedziałeś?". "Wyraziłem wątpliwość, czy to moralne, bo wiem, że mój bezpośredni szef chodzi co niedzielę do kościoła" - powiedział z nutką pewnej dumy. "I co?" - zapytałem swoim zwyczajem. "On powiedział, że jeśli w pracy i na czyjeś polecenie oszukujemy, to się nie liczy".
Naprawdę głupią minę zrobiłem jednak dopiero wtedy, gdy po wygłoszeniu niezbyt długiego wykładu na temat tego, czy w pracy też katolika obowiązują przykazania, usłyszałem od młodego chłopaka z hipermarketu: "No proszę, a wie ksiądz, że na religii w szkole nigdy na ten temat nie rozmawialiśmy?".
sobota, 8 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz