Czasami chciałoby się, aby na przykład beatyfikacja Jana Pawła II była wewnętrzną sprawą Kościoła katolickiego. Wtedy zapewne łatwiej byłoby uniknąć takich rzeczy, jak komentarz pewnej europosłanki, która tonem wielkiego znawcy tematu napisała na swym blogu, że "W 2005 roku garstka obecnych na placu św. Piotra żałobników domagała się uznania, że Jan Paweł II ma być santo subito, czyli "święty natychmiast". Zaczęło się wymuszanie na Watykanie złamania kościelnych procedur i szybkiego rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego. Benedykt XVI, pod psychiczną presją, uchylił regułę pięciu lat, które muszą upłynąć od śmierci kandydata na ołtarze i zgodził się, by proces beatyfikacyjny rozpoczęto już 28 czerwca 2005 roku"...
Być może łatwiej również byłoby uniknąć trywializowania tematu przez dziennikarzy, którzy natychmiast zaczęli liczyć, ilu polskich katolików wybiera się na uroczystości beatyfikacyjne do Rzymu. Może też właściciele firm turystycznych nie zaczęliby natychmiast zasypywać parafii ofertami wyjazdy na przełomie kwietnia i maja br. do stolicy Włoch, a i ceny usług turystyczno-przewozowych może by nie zostały z dnia na dzień podniesione aż tak wysoko.
Ale niestety, to się nie da. Beatyfikacja Jana Pawła II nie jest tylko wewnętrzną sprawą Kościoła. Jest za to kolejną stworzoną przez Papieża-Polaka okazją do dawania świadectwa.
Także przez będących członkami Kościoła katolickiego dziennikarzy i właścicieli firm podróżniczych. A może nawet przez europosłów, którzy afiszują się na co dzień ze swym antyklerykalizmem i wrogością do Kościoła?
Problem w tym, że do dawania świadectwa nie da się nikogo zmusić. To jest zawsze dobrowolne. I właściwie nieuniknione. Ale to każdy sam decyduje, czy daje świadectwo czy antyświadectwo.
niedziela, 16 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz