wtorek, 25 stycznia 2011

Kościół mi nie ufa

Dość młody katolik (nie jakiś tam nastolatek, ale jeszcze nie stateczny czterdziestolatek) zapytał mnie z wyraźnym zażenowaniem w głosie, dlaczego, jako kandydat na ojca chrzestnego, dostał kartkę do spowiedzi. "Przecież skoro idę do Komunii to znaczy..." - próbował mi tłumaczyć.

Podjąłem ogromny wysiłek, aby obrócić sprawę w żart i nie dopuścić do tego, by zadał pytanie, które - to się czuło - miał na końcu języka. Pytanie brzmiące: "Dlaczego mój Kościół mi nie ufa?".

Nie bez powodu robiłem wszystko, aby z jego ust tego pytania nie usłyszeć, ponieważ zdarzyło mi się już je kiedyś usłyszeć. I to nie od dość młodego aktywnego katolika, ale od trzecioklasistki. Postawiła mi je z całą powagą chwilę po tym, jak odeszła od konfesjonału, uzyskawszy podpis księdza, potwierdzający, że w tym konkretnym miesiącu, tego konkretnego dnia (na szczęście bez podania dokładnej godziny) odbyła spowiedź u tego, a nie innego kapłana.

Fakt, że trzecioklasistka należała do nadmiernie rozwiniętych intelektualnie, jak na swój wiek i słynęła ze sprawiania wszystkim, z rodzicami na czele, ogromnych wychowawczych kłopotów. Ale pytanie padło. Spociłem się wtedy jak mysz, usiłując jej jakoś wytłumaczyć, że tu chodzi jedynie o wyrobienie w niej systematyczności w przystępowaniu do sakramentu pokuty i pojednania. Sukcesu raczej nie odniosłem, bo nad miarę bystra i zbyt oczytana dziewczynka natychmiast zapytała, dlaczego wobec tego większość polskich katolików przystępuje do spowiedzi raz do roku, a nie co miesiąc. "Oni nie musieli zbierać podpisów?" - dociekała. No przecież nie okłamię dziecka.

Zresztą już kilka razy zdarzyło mi się słyszeć, że Kościół traktuje swoich wiernych jak opresyjne państwo swych obywateli, uważając ich raczej za potencjalnych przestępców niż za niewinnych porządnych ludzi. Nigdy nie potrafiłem na tego typu uwagi sensownie odpowiedzieć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz