czwartek, 24 lutego 2011

Drobnostki o ważnych sprawach

Są w stanie zatrzymać. Są w stanie postawić człowieka w stan gotowości i podwyższanej uwagi. Są wreszcie w stanie sprawić, że człowiek rusza z miejsca i pędzi przed siebie. W dodatku są różne, kolorowe i wesołe. Kiedyś nawet wykorzystywano je w dyskotekach. Państwo już wiedzą, o czym mówię?

Oczywiście, brawo dla tych, którzy zgadli. Mówię o światłach na skrzyżowaniach. Tak, tak, tych, co to czerwone, pomarańczowe i zielone.

Mój znajomy twierdzi, że w Polsce ze światłami na skrzyżowaniach jest inaczej niż w całej reszcie świata. Mówi, że u nas na zielonym się stoi, a na czerwonym jedzie. Moim zdaniem jego teza znajduje potwierdzenie zwłaszcza wtedy, gdy się tkwi w korku w dużej odległości od świateł, ale on się upiera, że ona się sprawdza również na samym skrzyżowaniu. I właśnie dlatego, że przynajmniej częściowo mój znajomy ma rację, od wielu miesięcy, gdy wjeżdżam na zielonym na skrzyżowanie, odczuwam lęk. Boję się, że za chwileczkę trafi się zwolennik tego specyficznego polskiego podejścia do kwestii świateł i nie uda mi się szczęśliwie opuścić skrzyżowania. Zabrakło mi już palców rąk i nóg, aby policzyć sytuacje, w których dosłownie cudem uciekłem przed zderzeniem.

Usiłowałem kiedyś dojść przyczyny, dla której tak wielu kierowców na polskich drogach przejeżdża przez skrzyżowania na czerwonym świetle. Czyli wtedy, kiedy powinni grzecznie stać w miejscu i pozwolić innym jechać. Z licznych rozmów na ten temat z fachowcami i laikami wyciągnąłem wniosek, że przyczyn jest wiele. Oczywiście jest wśród nich brawura, lekceważący stosunek do wszelkich zasad, norm, powszechnie obowiązujących reguł i przepisów. Jest mentalność „ja jeszcze zdążę”, która sprawia, że na widok żółtego światła na sygnalizatorze wielu zamiast zwolnić, naciska gaz do dechy.

Ale jest też - jak mi ktoś zwrócił uwagę - kwestia sposobu programowania świateł na skrzyżowaniach. „Zauważ, że one są często tak ustawione, jeśli chodzi o czasowość, że po prostu zachęcają do łamania przepisów” - powiedział. Skłoniony w ten sposób do obserwacji, zacząłem się przyglądać sprawie. Odkryłem, że codziennie przejeżdżam przez kilka skrzyżowań, na których chyba rzeczywiście ktoś nie zastanowił się, jakie jest natężenie ruchu z poszczególnych kierunków i w poszczególnych kierunkach. Na przykład znam w okolicy co najmniej dwa takie skrzyżowania ze światłami, na których właściwie nie da się skręcić w lewo bez łamania przepisów ruchu drogowego.

„Kto by się spodziewał, że taka drobnostka, jak zaprogramowanie świateł na skrzyżowaniach, to taka trudna sprawa” - powiedziałem do znajomego refleksyjnie, siedząc w jego aucie. „Takich drobnostek, które decydują o bardzo ważnych sprawach, łącznie z ludzkim życiem, jest bardzo dużo, tylko my na nie nie zwracamy uwagi” - powiedział sentencjonalnie i przejechał skrzyżowanie. Na żółtym.

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz