piątek, 4 lutego 2011

Tłumacz

Niespodziewanie powrócił temat języka. Karmelita, o Marian Zawada zauważył coś, na co mało kto zwraca uwagę. Chodzi o to, że Bóg objawiając się człowiekowi, nie dał mu specjalnego języka ani do mówienia o Nim, ani do kontaktów z Nim. Posłużył się językiem używanym na co dzień przez człowieka. Przemówił do niego w jego własnym języku. Chociaż chodziło o nie byle co, a o sferę sacrum, Bóg nie kazał człowiekowi uczyć się jakiegoś świętego języka.

Jest to niezwykle ciekawe spostrzeżenie nie tylko w kontekście pomieszania jw ludzkich przy okazji wieży Babel. Jest to cenna uwaga w kontekście wołania o nowy język ewangelizacji.

Oczywiście, w co bardziej przewrotnych umysłach zaraz zrodzić się może pytanie, w jakim języku Bóg myśli. I czy na przykład do wyrażania różnych treści wybiera rozmaite języki. To pytanie wcale nie jest wydumane. Wystarczy zajrzeć do najnowszego "Tygodnika Powszechnego", gdzie dr Krzysztof Izdebski, pochodzący z Polski specjalista od zaburzeń i psychologii głosu, profesor Uniwersytetu Stanforda, znający ponad dwadzieścia języków, mówi "to, w jakim języku chcę się wyrazić, zależy od tego, o czym myślę i mówię". Nic w tym zresztą dziwnego, bo przecież różnice pomiędzy poszczególnymi językami w przydatności do wyrażania rozmaitych treści (i emocji - moim zdaniem) doświadcza ogromna liczba ludzi. A każdy kto próbował kiedykolwiek coś przetłumaczyć z jednego języka na drugi wie, jak często niby mające to samo znaczenie słowa okazują się w szczegółach nieadekwatne i nietrafione.

To zastanawiające, że Bóg skorzystał z języka, którym się człowiek posługuje, a nie posłużył się tłumaczem. Tłumacz jest zawsze zapośredniczeniem. I chociaż tłumacz faktycznie nie przekazuje niczego od siebie, to jednak ma wpływ na przekaz.

A propos tłumacza. Od czasu do czasu natrafiam na sugestie, że należy przekaz Ewangelii "przetłumaczyć" na język dzisiejszego człowieka. Przerażające sugestie. Tym bardziej przerażające, gdy ten i ów postrzega Kościół przede wszystkim jako takiego wielkiego tłumacza Dobrej Nowiny na dzisiejszy język.

Moim zdaniem to kompletna bzdura. Jak już wspomniałem, tłumacz - chociaż ma pewien wpływ na kształt i treść przekazu - nie mówi niczego od siebie. Nie jest świadkiem. Nie dzieli się własnym doświadczeniem i przeżyciem. Wielkość tłumacza polega przede wszystkim na tym, aby jak najlepiej, jak najwierniej, przełożył z jednego języka na drugi czyjąś opowieść, stojąc poza nią.

Po co komu Kościół, który nie jest świadkiem, a jedynie tłumaczem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz