W drodze niezbyt intensywnych obserwacji zauważyłem, że upowszechnia
się w Polsce w tym roku nowy sposób rachuby czasu. „Nareszcie długi
weekend” – wyprężył się w ubiegły poniedziałek znajomy. „Coś ci się
pomyliło” – pospiesznie zgasiłem jego entuzjazm. „Dziś dopiero 23
kwietnia, więc czeka cię jeszcze tydzień roboty” – uświadomiłem mu suche
fakty. Popatrzył na mnie z mieszaniną rozbawienia i zawodu w oczach.
„Gdzie ty żyjesz, człowieku? Rozejrzyj się, posłuchaj, o czym
społeczeństwo rozmawia. Długi weekend w ludzkich głowach zaczyna się już
dzisiaj i nic na to nie poradzisz”.
Rozejrzałem się,
posłuchałem i faktycznie. Przez cały ubiegły tydzień mnóstwo ludzi w
moim bliższym i dalszym otoczeniu skupionych było na przygotowaniach do
długotrwałego nieróbstwa. W domu albo na wyjeździe.
Przy
okazji wykryłem, że zdarzył nam się rok tak specyficzny, że można go
podzielić na okresy od długiego weekendu do długiego weekendu. „Według
kalendarza na 2012 rok czeka nas 7 długich weekendów, z czego 5 wymaga
wzięcia 1 dnia urlopu, by w zamian uzyskać nieprzerwane 4 dni
odpoczynku” – wyczytałem w jakimś poradniku. Po starannej i pogłębionej
lekturze zauważyłem jednak, że autor cytowanego opracowania zignorował
zupełnie możliwości, jakie tegoroczny układ świąt i dni wolnych stwarza
dla ludzi umiejących liczyć.
Na szczęście w innym
poradniku ktoś podszedł do tematu z większym zaangażowaniem i odnotował,
że w roku 2012 mamy okazję na dwa bardzo długie weekendy – na przełomie
kwietnia i maja oraz pod koniec grudnia. Według jego skrupulatnych
rachunków pierwszy naprawdę długi weekend potrwa od 28 kwietnia do 6
maja. „Należy wziąć urlop 30 kwietnia, 2 maja i 4 maja, aby mieć aż 9
dni wolnego” – podpowiedział analityk. Ale nie poprzestał na tym, i
sprawnie policzył, że zimą będzie jeszcze lepiej: „Od 22 grudnia 2012 do
1 stycznia 2013 odpoczniemy aż 11 dni” - zapowiedział. Wystarczy wziąć
urlop 24, 27, 28 i 31 grudnia. „Sądzę, że gospodarka będzie wtedy w
takim zastoju, że nie powinno być problemu z ustaleniem dyżurów w
zakładach pracy i pozwolenia pracownikom na przykład na zimowe tanie
wakacje” – dodał krotochwilnie samozwańczy ekspert.
A mnie
zrobiło się jakoś nieprzyjemnie. Uświadomiłem sobie, że to, co się tych
wiosennych dniach dzieje w Polsce, jest trochę dziwne i
niekonsekwentne. No bo wychodzi na to, że z jednej strony świętujemy ku
czci Ojczyzny, a z drugiej, kombinujemy na wszelkie możliwe sposoby,
jakby tu od pracy dla jej dobra zrobić sobie jak najdłuższą przerwę.
„Nie uważasz, że te długie weekendy są demoralizujące?” – zapytałem
znajomego. „Weź się odczep z tym swoim malkontenctwem. Przez ciebie
pomyliłem się w obliczeniach”. „A co liczysz?”. „Jak to co?! Ile
kiełbasy i karkówki muszę kupić, żeby starczyło aż do przyszłej
niedzieli”. stukam.pl
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
czwartek, 3 maja 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz