Siedzieli dość długo w milczeniu, popijając tylko od czasu do czasu ze szklaneczek.
- Opowiem ci coś - przerwał ciszę ten bliżej okna.
- Po co? - wzruszył ramionami ten bliżej drzwi.
- Bo to fajna historia.
- Nie pytałem dlaczego. Pytałem po co? Po jaką cholerę chcesz mi wtłoczyć do głowy jakąś kolejną opowiastkę?!
- Nie krzycz.
- Przepraszam.
- Ludzie zawsze snuli opowieści. Myślałem, że je lubisz.
-
Mam ich powyżej brwi. Gdziekolwiek się pojawię, gdziekolwiek przysiądę,
w knajpie, w pociągu, w parku, na przystanku, w kościele - zaraz zjawia
się ktoś, kto chce mi przedstawić jakąś opowieść. Opędzić się nie
można.
- Opowieści, to właściwie jedyny przekaz, jakim dysponujemy.
- My?
- My, ludzie.
-
Bzdura. Co wszystkich napadło z tym przekazem? Co to za jakaś choroba
dziedziczona z pokolenia na pokolenie, że każdy uważa się za
uprawnionego i zobowiązanego do dostarczania innym, całemu światu może
nawet, jakiegoś przekazu. Nich mi ktoś wreszcie odpowie na pytanie,
dlaczego i po co ludzie wciąż tworzą, piszą, malują, rzeźbią, komponują,
robią zdjęcia, kręcą filmy? W nadziei, że powiedzą, przekażą coś
nowego? Czy wszyscy oślepli i stracili rozum? Czy nie mają dostępu do
internetu? Wystarczy tam zajrzeć, żeby się przekonać, że wszystko już
zostało milion razy na różne sposoby powiedziane, namalowane,
sfilmowane, opisane.
- Wszystko?
- A co,
nie? Czym się różnią problemy opowiadane dzisiaj przez tak zwanych
twórców i artystów, dziennikarzy i filmowców, od tych, które gnębiły
ludzi tysiące lat temu? Te same pytania, te same odpowiedzi, tylko
ozdobione innymi słowami albo esami floresami.
Ten przy oknie zaczął chodzić po pokoju.
- A jednak większość ludzi nadal chce opowieści. Jesteś wyjątkiem - powiedział.
-
Nie, nie jestem wyjątkiem. Coś się zmieniło. Dzisiaj ludzie bardziej
chcą opowiadać historie niż ich słuchać. Chcą mnóstwo treści wyrzucać z
siebie, a znacznie mniej przyjmować. Ktoś nawet stwierdził, że dzisiaj
wszyscy piszą, ale nikt nie czyta.
- To nieprawda. Ktoś
jednak kupuje książki, chodzi do kina i teatru, odwiedza wystawy, chodzi
na koncerty, a w najgorszym razie patrzy w telewizor albo do internetu.
Przecież są nawet blogi, które czytają dziesiątki tysięcy ludzi.
Ten
bliżej drzwi też wstał, ale nie ruszył się z miejsca, tylko tkwił ze
szklaneczką w dłoni. Upił z namysłem, po czym powiedział:
-
Jeśli już, to ludzi interesują tylko te historie, w których odnajdują
siebie takimi, jakimi chcą się widzieć. Trochę tak, jakby patrzyli w
lustro. Jeżeli lustro pokazuje im to, co chcą w nim ujrzeć, stoją przed
nim godzinami. Ale jeśli obraz w lustrze nie spełnia ich oczekiwań, nie
tylko odwracają się od niego, ale dla pewności rzucają w nie kamieniem,
aby już nigdy nie musieć oglądać tego wstrętnego widoku, który tam się
na nich czai.
- Pięknie powiedziane - pochwalił ten spod okna i znów usiadł. - To też była opowieść.
- Nie, to była diagnoza - obruszył się ten bliżej drzwi i zaczął spacerować wzdłuż ściany trzymając wciąż szklaneczkę.
-
Lekarz, który stawia diagnozę, też właściwie opowiada pacjentowi
historię. Jego historię. A co ciekawe, ta historia zwykle mówi też o
przyszłości - odezwał się ten blisko okna ze swojego krzesła.
-
Kolejna bzdura. Nie ma opowieści o przyszłości. Nie ma nawet opowieści o
teraźniejszości. Są tylko wspomnienia. Są tylko historie z przeszłości.
Nasz przekaz zawsze dotyczy tego, co było. To nasze tragiczne
ograniczenie.
- Tragiczne?
- Oczywiście. Ono
sprawia, że nie jesteśmy w stanie powiedzieć, przekazać, czegokolwiek
nowego. Dlatego w kółko powtarzamy tę samą opowieść. Aż do obrzydzenia.
- Nie przyszło ci do głowy, że to niekoniecznie musi być wada opowieści?
-
Ja się szybko nudzę. Łatwo mi się różne rzeczy przejadają. Nagle coś,
co mi przez pięć miesięcy smakowało, wywołuje u mnie odruch wymiotny.
Tak mam. Dotyczy to także historii, którymi nieustannie wszyscy usiłują
mnie uraczyć. Nie chcę. Mam przesyt. Wybieram ciszę. Milczenie.
- A co właściwie robisz, gdy tak zanurzasz się w tej swojej upragnionej ciszy? Napawasz się pustką?
-
Nie. Wykorzystuję skwapliwie to, że nikt mi nie przeszkadza. Wtedy
nareszcie mogę sam sobie snuć tę jedyną, najpiękniejszą opowieść, jaka
nie wiem skąd bierze się we mnie. Nie ma w niej zgranych schematów,
wyświechtanych myśli, szablonowych postaci, rozdmuchanych do
idiotycznych rozmiarów drobnych problemów. To opowieść o rzeczach
naprawdę ważnych, wartych poświęcania im czasu i sił. Nie da się nią
znudzić. Nie powoduje przesytu. Jest prosta, ale nie prostacka. Mądra,
ale nie przemądrzała. Głęboka, ale nie można w niej utonąć... Nie ma
drugiej takiej.
Wrócił na krzesło i ostrożnie, delikatnie odstawił szklaneczkę, w której wciąż w przyćmionym świetle połyskiwał płyn.
- Opowiesz mi kiedyś tę historię? - zapytał ten przy oknie prawie szeptem.
- Może... Kiedyś... stukam.pl
niedziela, 20 maja 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz