Są
ludzie, którzy nie mają z tym problemu. Robią mądrą minę na każde
zawołanie. Mają ją na twarzy gadają następnie takie bzdury, że nie tylko
uszy odpadają, ale rozum prosi o zgodę na emigrację (przynajmniej
wewnętrzną).
To ludzie bardzo szkodliwi. Opowiadając
banialuki, a niejednokrotnie ewidentne kłamstwa z wyrazem twarzy
absolutnie wiarygodne świadka i znawcy problematyki, są w stanie
przekonać, a niejednokrotnie również pociągnąć za sobą wielu innych.
Jeśli
wykonują swoją manipulację w pełni świadomie i w imię przewrotności, to
jeszcze trzy czwarte biedy. Prawdziwy kłopot powstaje w chwili, gdy
zaczynają nie tylko wierzyć w prawdziwość tego, co mówią, ale również w
swoją mądrość (i wiedzę). Wtedy stają się nie tylko oszustami, ale
fałszywymi prorokami.
Rozglądam się dość uważnie i coraz
częściej natrafiam na takich ludzi w moim Kościele. Nie tylko znajdują w
nim posłuch niejednokrotnie całkiem licznych grup, ale robią w Kościele
coś, co po świecku nazywa się "karierą". Osiągają wpływy, a czasami
także władzę. Ale nawet bez jej realnych atrybutów robią rzecz najgorszą
z możliwych - niszczą jedność. stukam.pl
poniedziałek, 28 maja 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz