środa, 9 maja 2012

Podpinacze

Wystarczy uważnie przeczytać Dzieje Apostolskie i Listy w Nowym Testamencie, żeby dostrzec, iż Kościół od samego początku miał problem z różnej maści cwaniaczkami, a czasami szubrawcami, którzy się pod niego podszywali i z wielką gorliwością pod jego szyldem głosili własne ideologie. Widać, że Kościół pierwszych wieków tego typu działań zdecydowanie nie akceptował, lecz starał się na wszelkie sposoby im zapobiegać i je piętnować. Nie zgadzał się firmować każdego, kto się usiłował podeprzeć jego autorytetem.

Coś się od tamtego czasu stało i już nie widzę w Kościele katolickim takiej dbałości o to, aby nie dawać się wykorzystywać przez różnego autoramentu spryciarzy. Wręcz przeciwnie, coraz intensywniej dostrzegam tendencje do udzielania placet na posługiwanie się kościelną marką postaciom, które o nauczaniu Kościoła pojęcie mają mgliste i łagodnie mówiąc, wyrywkowe. Jest milcząca zgoda na to, aby w łonie Kościoła funkcjonowały rozmaite jednostki, ale też grupy i gromady, które co prawda deklarują z nim łączność, ale faktycznie działają na jego szkodę. Przede wszystkim przez to, że niejako występując w imieniu Kościoła, przedstawiają swoje prywatne interpretacje i wymysły, jako jego nauczanie.

Chętnych do podpinania się pod Kościół nie brakuje i brakować nie będzie. Pora chyba jednak z tymi podpinaczami zacząć robić porządek, zanim do reszty rozmyją i zafałszują zarówno rozumienie Kościoła, jako takiego, jak i prawdę Ewangelii. Głosząc sami siebie z aprobatą Kościoła (choćby tylko domniemaną przez milczenie stosownych władz kościelnych), nabierają siły i coraz skuteczniej sieją zamęt w umysłach ludzi, proponując im zamiast zdrowego pożywienia Dobrej Nowiny, wyprodukowaną według własnego przepisu atrakcyjnie doprawioną papkę, która okazuje się trucizną.

Szczególnie przykre i bolesne jest zjawisko uwiarygodniania i promowania tego typu ludzi przez niektórych wysokich przedstawicieli Kościoła. Czują się oni przez to nie tylko bezkarni, ale uprawnieni do przedstawiania się jako rzeczywiści reprezentanci wspólnoty. Przede wszystkim stawiają się w pozycji uprawomocnionych głosicieli Chrystusowej prawdy, chociaż w ich przekazie niejednokrotnie są jej śladowe ilości.

Usłyszałem niedawno, jako świadek rozmowy w nie byle jakim gronie, uzasadnienie dla braku reakcji odpowiednich władz Kościoła na takie postawy, w postaci cytatu słów Jezusa: "Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami". Uzupełniono go wskazówką, że błądzić jest rzeczą ludzką, a skoro ktoś, choć mija się z prawdą, deklaruje łączność z Kościołem, to nie warto wszczynać jakichś szczególnych działań, bo przecież najważniejsza jest dobra wola. "Jeśli ktoś broni Kościoła, to choćby czynił to nieudolnie i błędnie podawał jego naukę, nie należy mu przeszkadzać w sytuacji, jaką obecnie mamy. Na wojnie każdy sprzymierzeniec się liczy, a nikt nie zaprzeczy, że jesteśmy w sytuacji wojny" - padło wyjaśnienie.

Nie wiem dlaczego, ale zacząłem się obawiać, że za chwilę usłyszę, iż w obronie Kościoła warto zawrzeć nawet pakt z diabłem. Więc czym prędzej przestałem się przysłuchiwać tej rozmowie. stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz