niedziela, 13 maja 2012

Nieopłacalny czwarty obieg

Podobno w Polsce funkcjonują już co najmniej trzy "obiegi". Na moje oko różnią się jedynie zestawem kolesiów i znajomych królika, którzy podzielili między siebie funkcje guru i zapatrzonych w nich fanatycznych członków sekty. Poza tym mechanizm, a w dużej części również zawartość poszczególnych "obiegów", jest dokładnie taki sam. Istotą tego mechanizmu jest wykluczanie. Coś jak w powiedzonku "Nie ma wolności dla wrogów wolności". A skoro jest wykluczanie, to musi być sąd i wyrok. Więc poszczególne "obiegi" zajmują się nieustannie wynajdywaniem oskarżonych i robieniem pokazowych procesów. W istniejących "obiegach" właśnie o to chodzi. O to, aby było "na pokaz".  Pokazówki muszą być spektakularne. Inaczej nie ma sensu ich robić, a tym bardziej w nie inwestować czasu i pieniędzy.

Eryk Mistewicz przypomniał dzisiaj na Facebooku swoją wypowiedź z kwietnia br. dla jednego z brukowców. Tekst zaczyna się następująco:

"Nie zgadzam się z prezydentem Bronisławem Komorowskim utyskującym na upadek polskiej klasy politycznej. Nie bądźmy hipokrytami. Agresja, a nawet zwykłe chamstwo opłaca się wszystkim uczestnikom tego spektaklu".

Potem w pięciu punktach konsultant marketingu politycznego wykłada, dlaczego agresja opłaca się politykom, dlaczego opłaca się PiS, a dlaczego Platformie.

Dwa ostatnie punkty brzmią:

"Po czwarte, opłaca się mediom. Oglądalność najbardziej szalonych występów Stefana Niesiołowskiego i Joachima Brudzińskiego, jak wcześniej konferencji Rutkowskiego, gwarantuje dużą publikę i zaspokojenie oczekiwań reklamodawców. Proste, miłe, przyjemne.
Po piąte, opłaca się nam wszystkim. Dzięki podnoszącemu się poziomowi agresji polityków możemy się socjalizować, czyli mówiąc inaczej: mamy o czym rozmawiać ze znajomymi. Politycy nauczyli się, jak narzucać mocne tematy. Jak wejść do naszych domów i tam pozostać. A my ich przecież nie wyprosimy, prawda?".

W świetle krótkiej analizy Mistewicza łatwo dojść do wniosku, nie da się nie tylko uprawiać polityki, ale również stworzyć i utrzymać liczącego się medium, w którym agresja byłaby nieobecna.

Zostawiając na boku politykę, skupmy się na środkach przekazu. Tego typu przedsięwzięcia, jeśli wykluczają agresję, muszą mieć charakter niszowy i deficytowy. Jeśli ktoś nie chce dokładać do medium, które prowadzi, musi przyjąć założenie, że ludzie to w zdecydowanej większości żądni krwi idioci, którzy najlepiej bawią się, oglądając, jak inni robią sobie wzajemnie krzywdę.

Założenie to stare prawie jak świat. Równie stary przepis na robienie pieniędzy.

Czy to znaczy, że nie ma w Polsce drugiej dekady XXI wieku miejsca na czwarty "obieg", w którym agresja nie byłaby podstawową siłą napędową? Nie wiem. Nie wiem, czy jest wystarczająco liczna grupa ludzi zmęczonych narzucaną im ze wszystkich stron agresją, którzy mimo to chcą korzystać z dobrodziejstw środków przekazu. Ludzi, którzy rozumieją różnicę między dyskusją a pyskówką, między sporem a mordobiciem, między różnicą zdań a awanturą.

Myślę, że tacy ludzie, którzy mają dość epatowania ich chamstwem, agresją, brutalnością w najrozmaitszych odmianach i odcieniach, muszą się najpierw policzyć. Zobaczyć, ilu ich jest. Być może to już jest licząca się siła społeczna, tyle, że rozdrobiona i zatomizowana. Ktoś ma pomysł na wydarzenie, które pozwoli się takim ludziom zobaczyć, policzyć i zorientować w możliwościach? stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz