środa, 16 maja 2012

Seria księży pod presją

Jednym z tematów dnia są dziś samobójstwa księży.

W "Rzeczpospolitej" dzisiaj na ten temat dwa teksty. Jeden o. Józefa Augustyna. W wersji drukowanej bardzo mocno okrojony. W wersji zamieszczonej w Internecie głęboko analityczny, skupiający się przede wszystkim na społecznym odbiorze faktu odebrania sobie życia przez księdza. Trochę zawodu odczułem, znajdując na samym początku zastrzeżenie autora "Nie chcę snuć refleksji na temat psychicznej odporności księży czy też o ich przygotowaniu do kapłaństwa, ale jedynie napisać o tym, jak winniśmy przeżywać „skandal" samobójczej śmierci księdza i jaka lekcja płynie z tego tak dla świeckich, jak i duchownych". Chętnie przeczytałbym równie staranną analizę psychicznej odporności duchownych, zwłaszcza w wykonaniu takiego autora, jak o. Augustyn.

Drugi to tekst o charakterze informacyjnym, napisany przez promującą właśnie w całym kraju swoją najnowszą książkę o siostrze Faustynie, Ewę K. Czaczkowską. Tekst mówi wyłącznie o jednej diecezji, już w leadzie stawiając tezę, że "W najbardziej religijnym regionie kraju, w diecezji tarnowskiej, kapłani najczęściej odbierają sobie życie". Tekst można odczytać, jako jedno wielkie oskarżenie dotyczące zarządzania diecezją, formacji księży, ich relacji z przełożonymi, a nawet braku w diecezji ośrodka zajmującego się duchownymi w kryzysie.

Niejeden raz wypowiadałem się już w rozmaitych formach na temat tożsamości księdza w czasach współczesnych. Zwłaszcza księdza w Polsce. W kraju, w którym są dwa bardzo szerokie marginesy, jakie stanowią z jednej strony bardzo głęboko zakorzeniony klerykalizm, a z drugiej ostro się rozwijający i znajdujący nowy, odmienny od urzędowego, PRL-owskiego, kształt antyklerykalizm (którego jednym z wykwitów jest szokujący wielu wynik ostatnich wyborów parlamentarnych). Przestrzeń na "normalność" pomiędzy tymi dwoma skrajnościami w mojej ocenie jest niebezpiecznie mała, a skoro tak, to nie jest ona w stanie pomieścić wszystkich duchownych, którzy pragnęliby się w niej znaleźć. Nakręcanie nastrojów i radykalizacja poglądów (bo niekoniecznie postaw) powoduje, że to, co powinno być marginesem, nie tylko przestaje nim być, ale coraz bardziej się poszerza, obejmując swoim zasięgiem coraz  nowe ofiary.

Nie ma co udawać. Także wśród polskich księży coraz wyraźniej widać dwa obozy, budowane na zdecydowanie różnej wizji  nie tylko kapłaństwa, ale również (co nieuniknione) - Kościoła.

Istnienie coraz wyraźniejszych podziałów w gronie samych księży według mnie jest wynikiem wyjątkowo trudnych czasów, jakie nastały dla duchownych katolickich w Polsce po roku 1989. Dziś, dwadzieścia kilka lat po tamtym przełomie, w mojej ocenie nadchodzi czas fundamentalnych decyzji, dotyczących nie tylko roli i miejsca księdza w Kościele katolickim w Polsce oraz w społeczeństwie, ale również sięgających do fundamentalnej kwestii tożsamości kapłańskiej w rzeczywistości, która właśnie się kształtuje w naszym kraju.

W Polsce dokonują się właśnie bardzo ostre, krańcowe wręcz, zmiany świadomości ludzi ją zamieszkujących. Wstępujące pokolenie ukształtowało się w bardzo skomplikowanych, niestabilnych warunkach, a jego oczekiwania wobec życia są ogromne. Dotyczy to również tych, którzy zdecydowali się odpowiedzieć na głos powołania do szczególnej posługi w Kościele, który według swego przeświadczenia usłyszeli. Swoją wizję kapłaństwa budują oni jednak przede wszystkim patrząc na księży, którzy przygotowywali się do pełnienia posługi w zupełnie innych warunkach, w czasach, w których Kościół katolicki w Polsce podejmował cały szereg zadań zastępczych, bardzo mocno angażując w ich wypełnianie właśnie duchownych, a nie świeckich.

Uważam, że ogromne zmiany w sposobie życia i wypełniania misji, jakie w ciągu minionych dwóch dekad dotknęły polskich księży, nie są w Kościele, zarówno przez hierarchię, jak i przez świeckich (o różnym stopniu zaangażowania w życie wspólnoty) w wystarczającym stopniu dostrzegane i analizowane. Tymczasem wystarczy wskazać tylko radykalne zmiany, jakie wywołało w różnych sferach kapłańskiego życia przywrócenie katechezy do szkół, aby uświadomić sobie, że w praktyce mamy do czynienia z gwałtownym przemodelowaniem z jednej strony sposobu postrzegania sporej grupy ludzi (ksiądz w szkole jest dziś przede wszystkim jednym z wielu nauczycieli), a z drugiej strony kształtu ich codziennej egzystencji (chodzenie "do pracy" do szkoły wymusiło liczne zmiany, na przykład, w formach wspólnotowego życia tam, gdzie jest kilku księży).

W moim odczuciu w ciągu minionych dwudziestu lat nastąpiło znaczące rozluźnienie więzi, łączących polskich księży. Myślę, że mamy do czynienia z postępującą atomizacją tego "środowiska". Równocześnie istniejące struktury i mechanizmy regulujące funkcjonowanie duchowieństwa katolickiego w Kościele w Polsce okazały się niewydolne i zabrakło ich "aktualizacji".

Z informacji, jakie uzyskałem, wynika, że w opisanej w "Rzeczpospolitej" diecezji tarnowskiej temat samobójstw księży był poruszany publicznie i podejmowane były próby analizy. Podobno w sierpniu ubiegłego roku mówił na ten temat ówczesny biskup. Omawiając konkretne wydarzenia, o jednym z nich miał powiedzieć: "W tym przypadku nie zostały wykorzystane ani uruchomione kościelne struktury i mechanizmy. Zmarły nie zwracał się w swojej sprawie do dziekana, ani do ojca duchownego dekanatu; można więc zaryzykować stwierdzenie, że niejako urzędowe struktury pomocy kapłańskiej nie zafunkcjonowały. Z bólem trzeba stwierdzić, że nie zafunkcjonowały również relacje koleżeńsko-przyjacielskie; pewnie nie usłyszał rady: idź do biskupa, ani sam z takiej możliwości nie skorzystał. Wybrał najgorsze z możliwych rozwiązań. Odebrał sobie życie, nie unikając infamii i rzucając poważny cień na osoby duchowne, na parafię". Ponoć mówił też o odpowiedzialności, jaką dźwigają na sobie ci, którzy pozwolili usiąść za kierownicą pijanemu księdzu i o bezradności specjalistów wobec duchownych dotkniętych depresją. Próbowałem znaleźć pełny tekst tego wystąpienia w Internecie. Nie znalazłem. Może szkoda, że go tam nie ma?

Zastanawiam się też, czy stan psychiczny polskich księży katolickich jest przedmiotem systematycznych badań w którejś z uczelni. Bezskutecznie usiłuję sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek w programie plenarnych zebrań episkopatu widziałem ten temat. Z drugiej strony niebagatelną kwestią jest, moim zdaniem, podjęcie przemyślanych działań dotyczących kształtowania wizerunku współczesnego polskiego księdza katolickiego w przestrzeni publicznej. Są one szczególnie potrzebne w kontekście wspomnianego przeze mnie wyżej budowania kapłańskiej tożsamości na najbliższe dziesięciolecia, a może nawet na dłuższy okres czasu.

O. Augustyn nie wprost napisał w "Rzeczpospolitej", że księża swoim sposobem prezentowania kapłaństwa i oraz "niejawnym", by nie powiedzieć "maskowanym" sposobem życia przyczyniają się do fałszowania swojego wizerunku (użył sformułowania "przyczyniają się do idealizacji"). Myślę, że ma bardzo dużo racji. Wielu z nas, księży, ulega pokusie "odczłowieczenia" w oczach wiernych, nie protestujemy, gdy traktują nas z przesadną czcią, jak nadludzi, albo wręcz otaczają niesprawiedliwym uwielbieniem.

Utkwił mi w pamięci ponury żart pewnego mocno oddalonego od Kościoła człowieka, nieźle jednak obeznanego z Pismem świętym. Zapytał mnie, czy wiem, dlaczego w Dziejach Apostolskich tak szczegółowo jest opisana reakcja Pawła i Barnaby na próby uznania ich za wcielenie bogów. Gdy odpowiedziałem pytającym spojrzeniem, wyjaśnił mi z goryczą: "Bo to ostatni przypadek, gdy duchowny w Kościele odmówił traktowania go jak Boga".

Ten, kto zgadza się na to, aby inni uważali go za lepszego niż jest, a nawet im w tym pomaga i ich w błędzie utwierdza, sam również jest w znacznym stopniu winien presji, pod która się rychło znajdzie. Presji, która go wcześniej czy później zniszczy. Jak robaka. stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz