Co
chwilę coś psujemy. Właściwie, rzec można, że jesteśmy permanentnymi
psujami. Nie tyle z natury, co z charakteru. Psujemy własne dzieła i
dzieła innych. Te drugie chyba częściej niż te pierwsze. Psujemy z
rozmysłem, albo niechcący, przez przypadek, nieuwagę, brak wiedzy.
Od psucia niemal zaczęliśmy nasze dzieje. Popsuliśmy zamysł Boży. Przez resztę dziejów ponosimy tego konsekwencje.
Kiedyś
było oczywiste, że jak coś się popsuje, trzeba naprawić. Naprawianie
jest czasochłonne. Jest pracochłonne. Bardzo często leży poza naszymi
możliwościami. Potrzebujemy do naprawiania czegoś, co popsuliśmy, pomocy
innych.
Poza tym naprawione nie jest i nigdy nie będzie
tym samym, co było przed popsuciem. Skaza popsucia, nawet jeżeli
niewidoczna, jednak w tym będzie.
Być może dlatego od
pewnego czasu usiłujemy zmienić ten oczywisty bieg zdarzeń. Zamiast
naprawiać, wyrzucamy to, co popsuliśmy, i kupujemy nowe. Próbujemy tę
zasadę, zasadę rezygnacji z naprawiania, na rzecz zastępowania popsutego
nowym, wprowadzać we wszystkie dziedziny życia. Łącznie z ludzkim
istnieniem. Staramy się do realu przenieść myślenie obecne z grach
komputerowych. Chcemy zaczynać od nowa, mieć do dyspozycji jeszcze dwa,
trzy życia.
Ale tak się nie da. Mamy jedno życie. Wymagające raz po raz naprawiania.
Nie
da się zaprzeczyć faktom. A fakty są takie: Bóg po tym, jak zepsuliśmy
Jego zamysł, nie wyrzucił świata i zamieszkującej go ludzkości do kosza.
Wybrał opcję naprawiania. Bardzo kosztownego dla Niego samego
naprawiania. stukam.pl
poniedziałek, 21 maja 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz