Letni trendy słownik, albo lipcowy alfabet Stopki
Pamiętam
czasy, gdy słowo "promocja" oznaczało świadectwo szkolne z na tyle
pozytywnymi ocenami, aby uprawniały one ucznia do podjęcia po wakacjach
nauki w wyższej klasie. Gdy niedawno w chwili roztargnienia zapytałem
pewnego gimnazjalistę, czy dostał promocję w szkole, popatrzył na mnie z
wielką troską i poinformował, że promocje to są w hipermarkecie, a nie w
szkole.
Spotkałem też studenta (wcale nie pierwszego
roku!), który wybałuszył na mnie pełne zdumienia i niezrozumienia oczy,
gdy zapytałem, czy odbyła się już promocja jednego z jego wykładowców, a
mojego znajomego. Chodziło mi o promocję doktorską. Gdy wyjaśniłem
młodemu adeptowi nauk, co miałem na myśli, roześmiał się i powiedział,
że dotychczas nie miał pojęcia, że doktorzy też mogą być w promocji.
W
promocji może być wszystko. Ostatnio jeden z dzienników doniósł:
"Ministerstwo Sprawiedliwości zorganizowało wczoraj zapowiadaną od wielu
dni akcję promocyjną dla wszystkich, którzy chcą odbywać karę
pozbawienia wolności w domu w systemie dozoru elektronicznego (SDE), z
tzw. obrożami na nogach lub rękach". Z dalszych akapitów artykułu
zrozumiałem, że promocja była tu zbędna, bo zainteresowanie wśród
przestępców jest "zwiększone" i do sądów napływa lawina wniosków
skierowanych w tej sprawie przez skazanych.
Jest też na
przykład "promocja zdrowia". Dla tych, który nie wiedzą, o co tym razem
chodzi, Narodowy Fundusz Zdrowia na jednej ze swych stron wyjaśnia:
"Mimo że o „promocji zdrowia” mówi się od ponad 20 lat, jeszcze dzisiaj
wiele osób sądzi że jest to synonim „zapobiegania chorobom” czy
„profilaktyki chorobowej”. Tymczasem więcej racji mogą mieć ci, którzy
twierdzą, że dzisiejsza promocja zdrowia zastąpiła dawniejsze pojęcie
higieny".
Na wielu uczelniach istnieją Biura Zawodowej
Promocji Studentów i Absolwentów, nazywane czasami Biurami Karier, co
jako tako wyjaśnia, czym się te instytucje zajmują. W jakimś sensie mamy
tu już do czynienia z marketingowym rozumieniem promocji.
Co
do promocji w hipermarketach i w ogóle w handlu, to zachowuję wobec
nich duży dystans od czasu, jak przed wielu laty ze zdumieniem odkryłem,
iż mój ulubiony ser żółty, który dwa dni wcześniej bez żadnej promocji
kupiłem za cenę w miarę odpowiadającą moim możliwościom finansowym, w
ramach promocji radykalnie podrożał o dwadzieścia procent... stukam.pl
środa, 18 lipca 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz