W Polskę jedziemy - 2012
Obudzić się o piątej rano w Lusowie nad jeziorem, widok za oknem wchłonąć, krzyki ptactwa również - bezcenne...
Wczoraj
wieczorem dokonałem odkrycia, które zapewne nie świadczy dobrze o mojej
znajomości geografii. Żyłem otóż ponad pół wieku w błogim przekonaniu,
że ze Szczecina do Świnoujścia to rzut beretem jest, że to niemal tak
blisko, jak na Górnym Śląsku z miasta do miasta w aglomeracji. A tu
patrzę w Internet i ze zdziwieniem dowiaduję się, że to prawie sto
kilometrów drogi!
W ten sposób mglista koncepcja
nawiedzenia za jednym zamachem Świnoujścia i Szczecina rozwiała się
niczym nadzieje niektórych znajomych na rychły awans. Zwłaszcza, że po
przejechaniu wczoraj prawie czterystu kilometrów podjąłem mocne
postanowienie, iż dzisiaj więcej niż 200 nie robię i koniec.
Ruszyłem
więc truchtem moim pojazdem w kierunku Świnoujścia, rozglądając się
niespiesznie po okolicy i rychło trafiłem do Pniew, gdzie odnotowawszy
senną atmosferę na rynku i odkrywszy w gablocie parafialnej w kościele
św. Wawrzyńca coś jakby na stałe umocowany tablet z pokazem zdjęć z
jakichś uroczystości, sprawnie odnalazłem sanktuarium św. Urszuli
Ledóchowskiej. Pomodliłem się przy jej grobie, obraz obejrzałem i
zacząłem się rozglądać za jakimiś informacjami. Ostatecznie okazało się,
że wystawy nie obejrzę, bo nieczynna, ale celę świętej nawiedzić mogę.
Zaraz
przypomniała mi się moja wizyta w rodzinnej miejscowości ks.
Popiełuszki. Tam w niewielkiej ekspozycji na mnie największe wrażenie
zrobił jego kalendarz. U siostry Urszuli natomiast wzrok mój i myśli
przykuły jej... okulary. Bez uchwytów na uszy, trzymające się na nosie
dzięki sprężynce, o ile pamiętam, nazywało się je pince-nez. Obok
umieszczono zdjęcie św. Urszuli z okularami na nosie. Takie drobnostki
zawsze zwracają moją uwagę, bo w sposób wyjątkowo prosty i dobitny
przypominają, że święci to zwykli ludzie.
Jadąc potem z stronę Gorzowa Wielkopolskiego nagle dostrzegłem drogowskaz w lewo, do sanktuarium w Rokitnie.
I
tu uwaga. W Polsce są dwa sanktuaria maryjne w miejscowościach o nazwie
Rokitno. Jedno jest pod Warszawą i nazywa się "Sanktuarium Matki Bożej
Prymasowskiej Wspomożycielki". Drogie jest na Ziemi Międzyrzeckiej, w
Lubuskiem. Właśnie to nawiedziłem. Jest to "Sanktuarium Matki Bożej
Cierpliwie Słuchającej". To sformułowanie Jana Pawła II. Wcześniej, jak
mi opowiedział jeden z księży, różnie ten wizerunek Matki Jezusa
nazywano, np. Matką Boską Zasłuchaną. Obecny tytuł Papież Polak
osobiście napisał z okazji koronacji obrazu papieskimi koronami.
Kto
ten obraz dawno temu (w I połowie XVI wieku) namalował, nie wiadomo.
Jest to jednak wizerunek bardzo charakterystyczny, bo Maryja ma na nim
wyraźnie odsłonięte prawe ucho. Obraz jest nieduży, ale piękny. Moim
zdaniem Matka Boża delikatnie się na nim uśmiecha, jakby nad tym, co
słyszy, ale jest w tym uśmiechu zachęta, nie lekceważenie. Oczy ma
spuszczone, tchnie skromnością i delikatnością. Myślę, że określenie
"cierpliwie słuchająca" znakomicie oddaje treść tego wizerunku.
Już
się zbierałem do odjazdu po spacerze, bardziej przypominającym
wsadzanie nosa, gdzie się tylko da, gdy natknąłem się na trzy kobiety
obierające przy stole na dwór wystawionym owoce dzikiej róży. Zauważyły,
że się im trochę zdziwiony przyglądam, bo zaraz przypomniał mi się
znajomy, który robił z owoców dzikiej róży świetne wino. W ostatniej
chwili jednak ugryzłem się w język, żeby nie zapytać, czy będą nastawiać
wino w wielkim dymionie. I bardzo dobrze. Bo minutę później stanąłem
pod drzwiami kawiarni sanktuaryjnej o dziwnej nazwie "Kalwarosa". W tej
to kawiarence dowiedziałem się, że w Rokitnie w sanktuarium wyrabiane są
konfitury z owoców dzikiej róży rosnącej na Kalwarii. I można je kupić w
eleganckich słoiczkach! Co też oczywiście zrobiłem. ;-)
Tak
mi się w Rokitnie nastrój wytworzył, że jakoś nie potrafiłem się
przekonać do tego, aby kolejny przystanek zrobić w Gorzowie.
Przejechałem zatłoszone miasto szybko, bo już wiedziałem, że do
Świnoujścia na pewno dziś nie dotrę. Rzuciłem okiem na mapę szukając
jakiegoś punktu po drodze ze Szczecina do Świnoujścia. Niemal od razu
zdecydowałem, że założę bazę na dwa dni w Goleniowie. Co też bez trudu
zrobiłem, korzystając z pomocy Informacji Turystycznej mieszczącej się
w... Bramie Wolińskiej.
A centrum Goleniowa rozkopane... że hej... stukam.pl
poniedziałek, 30 lipca 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz