poniedziałek, 30 lipca 2012

Ucho Matki Boskiej

W Polskę jedziemy - 2012

Obudzić się o piątej rano w Lusowie nad jeziorem, widok za oknem wchłonąć, krzyki ptactwa również - bezcenne...

Wczoraj wieczorem dokonałem odkrycia, które zapewne nie świadczy dobrze o mojej znajomości geografii. Żyłem otóż ponad pół wieku w błogim przekonaniu, że ze Szczecina do Świnoujścia to rzut beretem jest, że to niemal tak blisko, jak na Górnym Śląsku z miasta do miasta w aglomeracji. A tu patrzę w Internet i ze zdziwieniem dowiaduję się, że to prawie sto kilometrów drogi!

W ten sposób mglista koncepcja nawiedzenia za jednym zamachem Świnoujścia i Szczecina rozwiała się niczym nadzieje niektórych znajomych na rychły awans. Zwłaszcza, że po przejechaniu wczoraj prawie czterystu kilometrów podjąłem mocne postanowienie, iż dzisiaj więcej niż 200 nie robię i koniec.

Ruszyłem więc truchtem moim pojazdem w kierunku Świnoujścia, rozglądając się niespiesznie po okolicy i rychło trafiłem do Pniew, gdzie odnotowawszy senną atmosferę na rynku i odkrywszy w gablocie parafialnej w kościele św. Wawrzyńca coś jakby na stałe umocowany tablet z pokazem zdjęć z jakichś uroczystości, sprawnie odnalazłem sanktuarium św. Urszuli Ledóchowskiej. Pomodliłem się przy jej grobie, obraz obejrzałem i zacząłem się rozglądać za jakimiś informacjami. Ostatecznie okazało się, że wystawy nie obejrzę, bo nieczynna, ale celę świętej nawiedzić mogę.

Zaraz przypomniała mi się moja wizyta w rodzinnej miejscowości ks. Popiełuszki. Tam w niewielkiej ekspozycji na mnie największe wrażenie zrobił jego kalendarz. U siostry Urszuli natomiast wzrok mój i myśli przykuły jej... okulary. Bez uchwytów na uszy, trzymające się na nosie dzięki sprężynce, o ile pamiętam, nazywało się je pince-nez. Obok umieszczono zdjęcie św. Urszuli z okularami na nosie. Takie drobnostki zawsze zwracają moją uwagę, bo w sposób wyjątkowo prosty i dobitny przypominają, że święci to zwykli ludzie.

Jadąc potem z stronę Gorzowa Wielkopolskiego nagle dostrzegłem drogowskaz w lewo, do sanktuarium w Rokitnie.

I tu uwaga. W Polsce są dwa sanktuaria maryjne w miejscowościach o nazwie Rokitno. Jedno jest pod Warszawą i nazywa się "Sanktuarium Matki Bożej Prymasowskiej Wspomożycielki". Drogie jest na Ziemi Międzyrzeckiej, w Lubuskiem. Właśnie to nawiedziłem. Jest to "Sanktuarium Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej". To sformułowanie Jana Pawła II. Wcześniej, jak mi opowiedział jeden z księży, różnie ten wizerunek Matki Jezusa nazywano, np. Matką Boską Zasłuchaną. Obecny tytuł Papież Polak osobiście napisał z okazji koronacji obrazu papieskimi koronami.

Kto ten obraz dawno temu (w I połowie XVI wieku) namalował, nie wiadomo. Jest to jednak wizerunek bardzo charakterystyczny, bo Maryja ma na nim wyraźnie odsłonięte prawe ucho. Obraz jest nieduży, ale piękny. Moim zdaniem Matka Boża delikatnie się na nim uśmiecha, jakby nad tym, co słyszy, ale jest w tym uśmiechu zachęta, nie lekceważenie. Oczy ma spuszczone, tchnie skromnością i delikatnością. Myślę, że określenie "cierpliwie słuchająca" znakomicie oddaje treść tego wizerunku.

Już się zbierałem do odjazdu po spacerze, bardziej przypominającym wsadzanie nosa, gdzie się tylko da, gdy natknąłem się na trzy kobiety obierające przy stole na dwór wystawionym owoce dzikiej róży. Zauważyły, że się im trochę zdziwiony przyglądam, bo zaraz przypomniał mi się znajomy, który robił z owoców dzikiej róży świetne wino. W ostatniej chwili jednak ugryzłem się w język, żeby nie zapytać, czy będą nastawiać wino w wielkim dymionie. I bardzo dobrze. Bo minutę później stanąłem pod drzwiami kawiarni sanktuaryjnej o dziwnej nazwie "Kalwarosa". W tej to kawiarence dowiedziałem się, że w Rokitnie w sanktuarium wyrabiane są konfitury z owoców dzikiej róży rosnącej na Kalwarii. I można je kupić w eleganckich słoiczkach! Co też oczywiście zrobiłem. ;-)

Tak mi się w Rokitnie nastrój wytworzył, że jakoś nie potrafiłem się przekonać do tego, aby kolejny przystanek zrobić w Gorzowie. Przejechałem zatłoszone miasto szybko, bo już wiedziałem, że do Świnoujścia na pewno dziś nie dotrę. Rzuciłem okiem na mapę szukając jakiegoś punktu po drodze ze Szczecina do Świnoujścia. Niemal od razu zdecydowałem, że założę bazę na dwa dni w Goleniowie. Co też bez trudu zrobiłem, korzystając z pomocy Informacji Turystycznej mieszczącej się w... Bramie Wolińskiej.

A centrum Goleniowa rozkopane... że hej... stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz