Nawet jeżeli śmierci brytyjskiej pielęgniarki nie ma żadnego związku z
faktem, że stała się ona przedmiotem zabawy, wykorzystanym przez dwóje
pracowników australijskiego radia, wszystko, co poniżej, nie traci ani
joty swej aktualności. Jeśli natomiast rzeczywiście jej śmierć jest
skutkiem działalności tej dwójki, to znaczy, że z mediami jest gorzej,
niż przypuszczamy.
Media już dawno odeszły od funkcji
czysto informacyjnej (o ile w ogóle tylko do niej się kiedykolwiek się
ograniczały). Wymieszanie rozrywki i informacji stało się faktem, i to -
myślę - faktem nieodwracalnym. Możne się ewentualnie zastanawiać i
dyskutować nad proporcjami tej mieszanki czy przyglądać się analitycznym
wzrokiem tendencjom, pod kątem, czego w określonym rodzaju mediów jest
więcej. Albo śledzić proces, którego omawiany przypadek jest drastycznym
przykładem, czyli używania informacji jako narzędzia w działaniu
rozrywkowym.
Nie musimy zaglądać na antypody ani nawet za
kanał La Manche, aby zauważyć, że rezultat tego pomieszania jest
oczywisty. W efekcie pomieszania media gonią w piętkę, szukając wciąż
nowych sposobów na przynoszącą dochody rozrywkę. Bo odbiorcy mają jedną
wspólną cechę - wcześniej czy później każda propozycja rozrywkowa ich
nudzi. A skoro nie da się wciąż wymyślać nowych sposobów na igrzyska,
trzeba rozpaczliwie sięgać po inny sposób zatrzymania odbiorców (a
właściwie pieniędzy, których są warci) przy sobie. Tym sposobem jest
odwoływanie się do najniższych instynktów. Rozbudzanie ich. Podsycanie w
odbiorcach tego, co chamskie i prymitywne. A potem dostarczanie
kontentu odpowiadającego tym wykreowanym potrzebom. Kontentu o coraz
większym natężeniu odczłowieczenia.
Zastanawiające, że
coraz częściej dostarczyciele niskich lotów kontentu nie kryją swojej
pogardy wobec odbiorców. W sieci krąży właśnie wypowiedź jednego z
autorów programów z pogranicza rozrywki i informacji, z której brak
szacunku do odbiorcy aż tryska. Jednak w porównaniu z tym, co zdarzyło
mi się słyszeć w ostatnich kilku latach w prywatnych kontaktach od
ludzi, którzy odnieśli w mediach sukces, wynurzenia tego "twórcy mediów"
są przesycone empatią.
Para australijskich pracowników
radia, którzy okazali się nie dziennikarzami pełniącymi szczytną misję
pokazywania i objaśniania świata, lecz ludźmi zdecydowanymi dla własnego
lansu poświęcić godność nieznanej im pielęgniarki, mają w polskich
mediach sporo pokrewnych dusz. Nie brak też u nas "twórców mediów",
którzy uważając się za dziennikarzy, skupiają się przede wszystkim na
tym, aby zrobić z innych idiotów, pokazać ich w złym świetle, dołożyć im
jak najskuteczniej. Realizują prosty schemat - trzeba z kogoś zrobić
kozła ofiarnego. Trzeba kogoś poświęcić, aby samemu odnosić sukcesy.
Wygląda
na to, że ludzie mediów nie dostrzegają, iż piłują gałąź, na której
siedzą. Nie da się w nieskończoność składać ofiar z ludzi. Wszyscy,
którzy dotychczas próbowali na tym opierać swoją potęgę, upadli szybko i
nieodwracalnie. stukam.pl
sobota, 8 grudnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz