sobota, 8 grudnia 2012

Efekt pomieszania

Nawet jeżeli śmierci brytyjskiej pielęgniarki nie ma żadnego związku z faktem, że stała się ona przedmiotem zabawy, wykorzystanym przez dwóje pracowników australijskiego radia, wszystko, co poniżej, nie traci ani joty swej aktualności. Jeśli natomiast rzeczywiście jej śmierć jest skutkiem działalności tej dwójki, to znaczy, że z mediami jest gorzej, niż przypuszczamy.

Media już dawno odeszły od funkcji czysto informacyjnej (o ile w ogóle tylko do niej się kiedykolwiek się ograniczały). Wymieszanie rozrywki i informacji stało się faktem, i to - myślę - faktem nieodwracalnym. Możne się ewentualnie zastanawiać i dyskutować nad proporcjami tej mieszanki czy przyglądać się analitycznym wzrokiem tendencjom, pod kątem, czego w określonym rodzaju mediów jest więcej. Albo śledzić proces, którego omawiany przypadek jest drastycznym przykładem, czyli używania informacji jako narzędzia w działaniu rozrywkowym.

Nie musimy zaglądać na antypody ani nawet za kanał La Manche, aby zauważyć, że rezultat tego pomieszania jest oczywisty. W efekcie pomieszania media gonią w piętkę, szukając wciąż nowych sposobów na przynoszącą dochody rozrywkę. Bo odbiorcy mają jedną wspólną cechę - wcześniej czy później każda propozycja rozrywkowa ich nudzi. A skoro nie da się wciąż wymyślać nowych sposobów na igrzyska, trzeba rozpaczliwie sięgać po inny sposób zatrzymania odbiorców (a właściwie pieniędzy, których są warci) przy sobie. Tym sposobem jest odwoływanie się do najniższych instynktów. Rozbudzanie ich. Podsycanie w odbiorcach tego, co chamskie i prymitywne. A potem dostarczanie kontentu odpowiadającego tym wykreowanym potrzebom. Kontentu o coraz większym natężeniu odczłowieczenia.

Zastanawiające, że coraz częściej dostarczyciele niskich lotów kontentu nie kryją swojej pogardy wobec odbiorców. W sieci krąży właśnie wypowiedź jednego z autorów programów z pogranicza rozrywki i informacji, z której brak szacunku do odbiorcy aż tryska. Jednak w porównaniu z tym, co zdarzyło mi się słyszeć w ostatnich kilku latach w prywatnych kontaktach od ludzi, którzy odnieśli w mediach sukces, wynurzenia tego "twórcy mediów" są przesycone empatią.

Para australijskich pracowników radia, którzy okazali się nie dziennikarzami pełniącymi szczytną misję pokazywania i objaśniania świata, lecz ludźmi zdecydowanymi dla własnego lansu poświęcić godność nieznanej im pielęgniarki, mają w polskich mediach sporo pokrewnych dusz. Nie brak też u nas "twórców mediów", którzy uważając się za dziennikarzy, skupiają się przede wszystkim na tym, aby zrobić z innych idiotów, pokazać ich w złym świetle, dołożyć im jak najskuteczniej. Realizują prosty schemat - trzeba z kogoś zrobić kozła ofiarnego. Trzeba kogoś poświęcić, aby samemu odnosić sukcesy.

Wygląda na to, że ludzie mediów nie dostrzegają, iż piłują gałąź, na której siedzą. Nie da się w nieskończoność składać ofiar z ludzi. Wszyscy, którzy dotychczas próbowali na tym opierać swoją potęgę, upadli szybko i nieodwracalnie. stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz