Dziwne, jak można w mgnieniu oka przeskoczyć od początków ludzkiego
życia do jego doczesnego zmierzchu i nie wypaść ani trochę z otoczki
nadziei, jaka zwykle z rozpoczynaniem się wiąże.
Jeszcze
przed chwilą pisałem komentarz na temat istnienia okien życia i dyskusji
wokół nich, jaka wybuchła w ostatnich dniach. Gdy skończyłem, wszedłem
na główną stronę Onetu, a tam, wśród wiadomości, link zatytułowany "Pomogłam umrzeć trzem tysiącom ludzi". "Rety" - pomyślałem - "Pewnie jakieś wyznania zwolenniczki eutanazji". Kliknąłem niepewny, czy naprawdę chcę to przeczytać.
Trafiłem
na przetłumaczoną z "The Times" opowieść pielęgniarki pracującej od wielu lat w
opiece paliatywnej. Opowieść prostą, jak tylko prawda być może. Opowieść
tak trafiającą w serce, że musiałem ją przeczytać jeszcze raz i jeszcze
raz, żeby wchłonąć ją całą, co do kropelki. Opowieść piękną tak bardzo,
że ma się ochotę na stałe włączyć ją zestawu słów i zdań każdego dnia,
niczym modlitwę.
W zakończeniu tekstu znalazło się
niesamowite wyznanie, które pokazuje nietrafność tytułu nadanego
opowieści: "W wizji Cicely Saunders, założycielki nowoczesnego ruchu
hospicyjnego, nie chodziło tylko o pomaganie ludziom w umieraniu. Przede
wszystkim ważne jest pomaganie w życiu aż do śmierci. To jest dla mnie
kluczowa sprawa. Nie chciałabym spędzić trzech ostatnich miesięcy
swojego życia czekając tylko na śmierć. Chciałabym pożyć, zanim umrę".
Rzuciłem
też okiem na kilka z licznych komentarzy pod tekstem. Okazało się, że w
Internecie można rozmawiać o sprawach ważnych bez wrzeszczenia na
siebie.
Na głównej stronie Onetu ten link był szóstą
wiadomością od góry. Ale dla mnie okazał się newsem dnia. Topowym.
Absolutnym headlinem. stukam.pl
wtorek, 4 grudnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz