Znam mnóstwo ludzi, którzy bez przerwy są zajęci. Wciąż coś robią. Po
prostu zarobieni są. Jedno robienie przenika się u nich z następnym.
Przenika właśnie, bo nawet nie zazębia. To jest jeden ciąg. Z robienia w
robienie.
Nie chodzi mi wcale o jakąś filipikę przeciwko pracoholizmowi w tym miejscu. Rzecz w czymś zupełnie innym.
Rzecz
w tym, że z tego ich nieustannego robienia nic nie wynika. Zero
efektów, poza ogólnym szumem i permanentnym wrażeniem zajętości. Robi,
robią, ale wszystko nadal pozostaje niezrobione. Zrobione nie jest nic. A
gdy się ich o coś zrobionego zapytać, odpowiadają pełni rozdrażnienia:
"Nie widzisz, że robię?!"
Robienie stało się dla nich celem samym w sobie. Samo sobie nadaje sens. Samo siebie napędza i uzasadnia. Samo siebie motywuje. Tkwiąc w tym stanie nieustannego robienia nie mają czasu na nic innego. Na przykład na to, aby wziąć się do jakiejś roboty. stukam.pl
piątek, 7 grudnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz