Dostałem dzisiaj w czasie odwiedzin kolędowych żółwika. Nie, nie
żywego. Żółwika zrobionego przez pewną dziewczynkę z czegoś, co zdaje
się jest współczesnym następcą znanej mi z dzieciństwa plasteliny.
Żółwik
ma zielony brzuszek, żółte nóżki i głowę oraz wielkie czarne oczy. Ma
około trzech centymetrów "wzrostu". Dowiedziałem się, że oprócz żółwika
dziewczynka zrobiła też aniołka, ale brakuje mu jeszcze rączek, więc jak
będzie gotowy, dostanie go ktoś inny.
Ustaliłem z dziewczynką, że żółwik będzie miał na imię Patryk.
Żółwik,
którego dostałem dzisiaj jest autentycznym, prawdziwym darem. Został
zrobiony przez kilkuletnią dziewczynkę z jej inicjatywy specjalnie dla
księdza, który przyjdzie po kolędzie. Bez jakichkolwiek innych intencji.
Każdy ksiądz, który dzisiaj trafiłby do tego mieszkania, dostałby
żółwika. Wypadło na mnie.
Jest w tym żółwiku coś tak
niesłuchanie ujmującego, że nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa,
aby określić to, co zrobiła mała dziewczynka. Przychodzi mi na myśl
słowo gest. Ale nie. To nie jest gest. To jest coś zupełnie innego. stukam.pl
niedziela, 9 grudnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz