środa, 8 września 2010

Kościół wystający

Czy tradycyjne instytucje religijne - a więc także Kościoły chrześcijańskie, także Kościół katolicki - potrafią znaleźć odpowiedź na tę nową, nowoczesną religijność, na nowoczesność, przyjąć ją, zaadaptować się do niej? To bardzo dobre pytanie, jakby powiedział jeden ze znanych polskich polityków. Zadał je nie wprost Krzysztof Michalski - profesor filozofii w Warszawie i Bostonie, rektor Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu, przepytywany przez dziennikarza Gazety Wyborczej. Zadał je niejako mimochodem, a właściwie postawił jako osobną kwestię, wykraczającą poza granice wywiadu, którego właśnie udzielał.

Wcześniej zauważył, że na świecie toczy się właśnie bardzo ciekawa dyskusja o sekularyzacji. "Rzeczywiście, religijność - o tyle, o ile da się zmierzyć (a więc zachowania zwykle definiowane jako religijne) - wszędzie w Europie spada. W innych, niewątpliwie nowoczesnych krajach - np. w Stanach Zjednoczonych - nie. Przeczy to rozpowszechnionej wcześniej tezie, że modernizacja idzie z konieczności ręka w rękę z sekularyzacją: że religia powoli niknie" - powiedział. Podkreślił też, że ludzie XXI wieku wierzą w Boga inaczej, "nie bardziej, nie prawdziwiej" niż na przykład ludzie w dwunastowiecznej Francji.

Aha, i jeszcze jedno mi utkwiło w głowie. Michalski snuł przypuszczenia, że być może nowoczesność nie zabija religii, lecz rodzi nowe formy religijności. Nie wiem, dlaczego przedstawił to w formie przypuszczającej. Moja skromna znajomość choćby tylko historii Kościoła prowadzi mnie do dokładnie takich właśnie wniosków i to nie w sferze ostrożnych przypuszczeń, ale empirycznie sprawdzalnych faktów. Przez dwa tysiące lat formy religijności członków Kościoła się zmieniały. Nie zmieniała się natomiast treść ich religijności - wiara. Nie zmieniła się jej istota. Nie zmieniła się Ewangelia - Dobra Nowina o zbawieniu.

Najbardziej jednak spodobało mi się w tym, co powiedział prof. Michalski, stwierdzenie, że Kościół jest "instytucją wystającą". :-) Dokładnie powiedział tak: "Kościół jest, w założeniu, instytucją wystającą poza każdy czas, instytucją, która chce być niewygodna, instytucją, która nie pozwala nam poczuć się w domu, u siebie w czasie, jaki przeżywamy; bo przecież (głosi), jesteśmy nie z tego świata, nie tu jest nasz dom. Kościół nie powinien więc gonić za "duchem czasu" (czy raczej za tym, co intelektualiści za takiego ducha uważają). Stąd też naturalne napięcie między tym, co Kościół ma do powiedzenia o człowieku, a czasem, w którym to mówi. Dziś: między przesłaniem Kościoła - a nowoczesnością".

To świetne, zdecydowanie pozytywne określenie. Kościół wystaje! Nie da się wepchnąć w żadne ramki i szablony. Wiem, że w pewnym seminarium duchownym przed laty klerycy próbowali dać znać swoim przełożonym, że czują się formowani zbyt schematycznie i dopasowywani do jednego jedynego wzorca (i nie chodziło o Jezusa Chrystusa!). Kazali przełożonym przechodzić przez bardzo ciasne ramki. Przełożeni mieli poważne kłopoty z przeciskaniem się i z tego, co słyszałem, nie wszyscy dali radę.

Kilka lat temu Tygodnik Powszechny próbował ratować stary, wielki format i reklamował się jako pismo "niewygodne". Ryzykowna strategia marketingowa raczej się nie sprawdziła i dzisiaj TP jest już o wiele mniejszy (chociaż chyba nadal pod względem formatu największy z wszystkich tygodników katolickich), niż był. Czy więc Kościół powinien głośno się przyznawać do tego, że zawsze wystaje, że nie jest wygodny i powoduje napięcie? Może - nie tracąc ich - nie powinien tych swoich cech eksponować i podkreślać? Ale, jeśli by zastosował tego typu zabieg, czy byłoby to uczciwe?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz