czwartek, 30 września 2010

Co się komu wydaje

Z maili, rozmów, zapytań od zagubionych ludzi wiem, jakie bzdury wygadywane są z Polsce z ambon i w salach katechetycznych. Sam zresztą też niejednokrotnie słyszałem na własne uszy płomienne kazania czy "homilie", które albo wprost mijały się z nauczaniem Kościoła katolickiego albo - to o wiele częściej - błąkały się po jego obrzeżach, a wypowiadane były z niezwykłą pewnością. Nie będę tu wymieniał przykładów, ale chwilami naprawdę budzą zastanowienie, czy ci, którzy je wypowiadali, nauczają jeszcze w imieniu Kościoła, czy też raczej przedstawiają własną wersję chrześcijaństwa lub katolicyzmu.

To nie są błahe kwestie. Błąd podany z ambony lub podczas katechezy, ma tendencje do zapadania w ludzką pamięć, utrwalania się i upowszechniania. W rezultacie pojawiają się całkiem spore grupy ludzi, którzy w pełni przekonani o prawdziwości wyznawanej wiary, w rzeczywistości są wyznawcami jakiejś mieszanki tego, czego naucza Kościół i prywatnych poglądów tego czy innego księdza, katechety, szefa grupy, stowarzyszenia itd.

Wiem, że stały monitoring prawidłowości nauczania w imieniu Kościoła jest praktycznie niemożliwy, ale czy w trosce o dobro wspólnoty wyznawców Jezusa nie należy przykładać do niego większej wagi? Przecież tolerowanie na dłuższą metę wygłaszania jako nauki Kościoła tego, co się komuś w danym temacie akurat wydaje, a nie tego, co rzeczywiście można przeczytać w Katechizmie i innych podstawowych dokumentach Kościoła, zaowocuje w przyszłości poważnymi szkodami poniesionymi zarówno przez konkretnych wiernych, jak i przez całe wspólnoty.

List do Kolosan jest dowodem, że od początku Kościół miał problemy z fałszywymi naukami, kolportowanymi w jego imieniu. Stanowczość reakcji, jaką niesie ten list, nie pozostawia wątpliwości, że czystość nauki opatrywanej autorytetem Kościoła, ma fundamentalne znaczenie.

Mam wrażenie, że mój Kościół w Polsce nie za bardzo sobie z tym radzi. Jego autorytetem praktycznie bez żadnych konsekwencji, wspierają się rozmaici kombinatorzy i cwaniacy (w koloratkach, habitach i świeckich szatkach), którym zależy przede wszystkim na zdobywaniu własnych zwolenników, a nie na głoszeniu Ewangelii. Myślę, że nie wystarczy w dzisiejszych czasach ignorowanie ich i ostrożne dawanie do zrozumienia, że to, co głoszą i propagują, nie jest zgodne z Ewangelią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz