niedziela, 5 września 2010

Wojna z butem

Jestem w stanie wojny z własnym butem. Nie z dwoma. Z jednym. Lewym. Muszę z bólem (tak, tak, właśnie z bólem) przyznać, że w obecnej sytuacji to but ma przewagę. Nie pomagają żadne plastry naklejane na palce stopy. But mnie uciska i powoduje bąble, które coraz bardziej bolą. Chodzenie, a nawet stanie i siedzenie w bucie nie tylko przestało być przyjemnością lub chociaż normalnością. Stało się udręką.

Sprawa jest tym bardziej przykra, że to nie jest jakiś nowy but. To mój stary, sprawdzony w wielu trudnych sytuacjach, but. Przez wiele miesięcy mogłem na niego liczyć. To był całkiem fajny but. Nie oszczędzałem go. Ale gdy oderwała się mu podeszwa, zainwestowałem w specjalny klej do butów i przykleiłem ją z wielką starannością. Podobnie zresztą jak jego towarzyszowi z pary, ponieważ obaj niemal w tym samym czasie doznali podobnych obrażeń.

Jeszcze przed wakacjami wszystko między mną a butem było w porządku. Wchodził gładko na stopę i nie przypominał o sobie w żaden wyraźny sposób. Chodził tam, dokąd chciałem ja iść. Nie zgłaszał żadnych pretensji, nie zmuszał mnie do poświęcania mu większej uwagi niż te chwile, w których go zakładałem, sznurowałem, zdejmowałem, czasami czyściłem, używając nie jakiejś taniej pasty, ale jednej z lepszych...

I nagle po wakacjach coś mu się stało. Fakt, przez wiele tygodni go nie używałem, bo chodziłem w sandałach. Ale myślałem, że but ten czas przymusowego odpoczynku odebrał pozytywnie. Tymczasem już po pierwszym włożeniu po wakacyjnej przerwie okazało się, że but przestał mi służyć. Zaczął podkreślać swoją obecność na mojej nodze w sposób niespodziewany i drastyczny. W dodatku w ogóle nie wiem, jak się w nowej sytuacji zachować. Sposoby, po które dotychczas w takich chwilach sięgałem, przestały się sprawdzać. W ogóle nie dają efektu.

Jest mi przykro. No i co ja mam teraz z tym butem zrobić? Ktoś powie, kupić nowe. To wcale nie takie oczywiste. Przecież drugi but z tej pary nadal bardzo dobrze się sprawdza i należycie mi służy. Dlaczego więc miałby wylądować na śmietniku, skoro niczym nie zawinił? Poza tym pojawili się obrońcy lewego buta, którzy twierdzą, że to z moją stopą się coś porobiło w czasie wakacji, a nie z butem. Przyglądałem się jej bardzo uważnie, porównywałem z prawą i uważam, że to teza pozbawiona podstaw. Myślę, że jednak poważna zmiana na gorsze nastąpiła w bucie. Tylko nie wiem, co ją spowodowało.

Nie wiem dlaczego, ale cała ta moja utarczka z butem doprowadziła mnie do głębokiego zastanowienia i chęci poznania myśli Boga, gdy ludzie popełnili grzech pierworodny. Sądząc z ludzkiej perspektywy, powinien być bardzo zawiedziony... No bo jak się czuje człowiek zawiedziony przez drugiego człowieka chyba każdy wie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz