poniedziałek, 27 września 2010

Kto, z kim i za ile?

W najnowszym Newsweeku Szymon Hołownia opisuje, jak paparazzi przyłapał go na lunchu z Marcinem Prokopem. Następnie, opowiedziawszy swój sukces perswazyjny na osobie fotopstryka, przechodzi do refleksji natury ogólnej o prawie do informacji, jako głównej zasadzie aktualnego życia społecznego. "Prawo do informacji nie jest nadrzędne wobec innych praw!" - przypomina. "Donosicielstwo, plotkarstwo, gapiostwo – coś, co niszczy życie innym i co kiedyś słusznie uważano za ekskrement, dziś zawinięte w sreberka, ma osładzać nam życie" - diagnozuje.

W tym samym czasie, gdy czytam felieton Hołowni, jeden z wielkich portali donosi, że "W przyszłym roku Biały Dom planuje wniesienie projektu ustawy, obligującej wszystkich dostawców usług internetowych do zainstalowania wyposażenia, umożliwiającego monitoring. Ma to dotyczyć m.in. szyfrowanej poczty elektronicznej (BlackBerry), portali społecznościowych, takich jak Facebook oraz telefonii internetowej (np. Skype). Chodzi o to, by służby mogły przechwytywać i rozszyfrowywać komunikację internetową". W tej sytuacji New York Times pisze, że zamiary te rodzą pytanie, jak zrównoważyć potrzeby bezpieczeństwa z ochroną prywatności i rozwojem innowacyjności.

W Złocieńcu podczas konferencji prasowej tamtejszych lokalnych władz związanej z wczorajszą katastrofą autokarową pod Berlinem, w której zginęło trzynaście osób, dziennikarze z dużą natarczywością usiłowali wydusić informację, jakiej wysokości zapomogę dostaną rodziny poszkodowanych. Dzisiaj koło południa, a więc mniej więcej dobę po tragedii, był to dla przedstawicieli mediów bardzo ważny temat!

Mniej więcej w tym samym czasie zadzwonił do mnie dziennikarz jednej z gazet i chciał się dowiedzieć, jak została spożytkowana ziemia przekazana podobno przed laty Kościołowi przez władze jednego z miast. Dzwonił takim tonem, jakbym miał obowiązek wydobyć mu tę wiadomość natychmiast. "Dostaliśmy takie zlecenie, że mamy sprawdzać wszystkie takie sytuacje" - powiedział szczerze. Łatwo się domyślić, że "zlecenie" ma związek z nagłaśnianiem sprawy Komisji Majątkowej. Ale od kogo "zlecenie"?

Jak znam życie, to w czasach, gdy Jezus chodził po ziemi, też nie brakowało ludzi, którzy uważali, że mają prawo do informacji na Jego temat. Ledwo to pomyślałem, od razu przypomniało mi się, że Jezus zakazywał swoim najbliższym uczniom rozgłaszania, że jest On Mesjaszem. Pytał też: "Za kogo Mnie ludzie uważają". Sądząc po odpowiedziach Apostołów, wtedy też, jak dzisiaj w mediach, niedobór informacji zastępowano wymyślaniem niesamowitych bzdur. Założę się, że o Jezusie i Jego najbliższych krążyło wówczas mnóstwo wydumanych rewelacji.

Myślę, że wiem, kto wymyślił "prawo do informacji". Ten który pytał niewiastę w Raju "Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?", a potem podpowiadał: "wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło". Czyż nie mówił wtedy o "prawie do informacji"?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz