piątek, 3 grudnia 2010

Głąbem jest

Głąbem jest, kto wiedząc o zbliżającej się zimie zapomina wypsikać na szybę letni płyn do spryskiwaczy i gdy nadejdą mrozy w panice stwierdza, że nic ani na przednią ani na tylną szybę nie leci. Stawia taki potem zmarznięty samochód w pożyczanym ogrzewanym garażu. Czeka godzin kilka. Po czym stwierdza, że chociaż z auta wszystkimi możliwymi i niemożliwymi zakamarkami wylało się mnóstwo czegoś mokrego, to spryskiwacze nadal ani z przodu ani z tyłu pluć na szkło nie chcą. I wtedy dowiaduje od znajomego, że pewnikiem, usiłując zamarznięte urządzenie spryskujące zmusić do pracy, osiągnął jedynie przepalenie bezpiecznika.

Jedzie więc taki do serwisu. Tam w recepcji dwóch panów. Jeden zajęty, drugi wolny. Więc temu wolnemu w głupią miną taki tłumaczy, szczerze jak na spowiedzi, co i jak napochał, i słyszy opinię ze znawstwem wygłoszoną, że pewnikiem bezpiecznik, bo raczej nic gorszego, a więc na naprawę umówić się trzeba. Głąb taki na autach się nie zna, więc spija z warg pana recepcjonisty, jakie to skomplikowane operacje czekają jego pojazd i pracowicie w grafiku na przyszły tydzień w głowie schowanym wyszukuje kilka godzin, aby skrzywdzone głupotą własną autko ozdrowieńczym zabiegom z należytą troskliwością poddać.

Gdy już w zeszyt niemal zapisany taki został, niespodziewanie do rozmowy włącza się drugi recepcjonista, przerywając na chwilę konwersację z panią szykownie ubraną, która naprzeciw niego siedziała.

- Weź pokaż panu, który bezpiecznik wymienić i tyle...

Głąb oczy wybałusza całkiem ogłupiały, bo nawet nie wie, gdzie w jego pojeździe bezpieczniki się kryją. Na to pierwszy recepcjonista z powagą w głosie zaczyna snuć uwagi na temat możliwości uszkodzenia pompki i o tym, że nawet po wymianie bezpiecznika płyn do spryskiwaczy spuścić trzeba będzie całkowicie, odczekać itd.

Na to drugi recepcjonista, panią uprzejmie przepraszając, mówi do głąba:

- Pan poczeka tam na krześle, pójdę z panem to zobaczyć.

A widząc tępą gębę głąba przytomnie pyta:

- Bezpiecznik pan ma?

Taki bezpiecznika nie ma, więc pan go kieruje do stoiska z częściami, gdzie taki za sumę niewartą wspominania nabywa śliczny czerwony bezpiecznik z dwoma nóżkami.

Po niedługiej chwili drugi recepcjonista finalizuje sprawy z nie tylko ładnie ubraną, ale też odpowiedniej urody panią i maszeruje z takim do jego pojazdu. Bierze kluczyk, wjeżdża osobiście do warsztatu polecając schować się takiemu przed zimnem w poczekalni przy recepcji, i znika razem z pojazdem. Ale nie na długo. Po nieco dłuższej chwili (pięć minut to na pewno nie było, tylko krócej), drugi recepcjonista wyjeżdża autem głąba z warsztatu i z uśmiechem kluczyk oddaje.

- Gotowe - powiada.

Głąb całkowity nie jest w stanie powstrzymać się od kilkakrotnego spryskania szyby przedniej i tylnej, zupełnie ponad potrzebę. Pięknie psikają!

A gdy ucieszony, że tak łatwo sprawność samochodu udało się odzyskać, nagle, stojąc na czerwonym świetle, łapie się na pytaniu: "Który z recepcjonistów okazał się bliźnim takiego?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz