poniedziałek, 27 grudnia 2010

W jakiego nie?

Niepokojąco podobne są dość liczne tezy zawarte w wywiadach z o. Janem Andrzejem Kłoczowskim OP w "Rzeczy na Święta" w "Rzeczpospolitej" i z prof. Zbigniewem Mikołejką w "Gazecie na Święta" w "Gazecie Wyborczej".

Nie wypadamy w nich najlepiej, jako wierzący w Boga i Bogu.

O. Kłoczowski: "Bóg nie jest realizacją i przedłużeniem naszych potrzeb". Prof. Mikołejko: "Polacy są pragmatyczni, szukają Boga opiekuńczego, który coś im załatwi".

Wywiad z prof. Mikołejką uzupełniony w wydaniu papierowym ankietą (ciekawe, jak dobierano uczestników?) zatytułowaną: "W jakiego Boga wierzę? W jakiego Boga przestałem wierzyć?".

Na ile redaktorzy tych pytań zdawali sobie sprawę, że dotykają kwestii wielkiej wagi? Bo przecież przyjęcie wiary w jedynego prawdziwego Boga i jedynemu prawdziwemu Bogu musi być ściśle powiązane z odrzuceniem wiary we wszystkich innych bogów i wszystkim innym bogom. Ze świadomym odrzuceniem. Wydaje mi się, że urodzeni w otoczeniu chrześcijańskim o tym zapominamy, wyciągamy fałszywy wniosek, że nas to nie dotyczy. Gdyby tak było, nie obowiązywałoby nas pierwsze przykazanie Dekalogu. A przecież nikt go nie odwołał, ani nie uznał za niedotyczące chrześcijan. Przyjmowanie wiary prawdziwej jest równocześnie stałym odrzucaniem nieprawdziwej. Odrzucaniem, a nie wplataniem prawdziwego Boga w panteon wszelkich moich i nie tylko moich bogów, choćby i na pierwszym miejscu.

Bóg katolików nie jest przecież najlepszym z bogów, tylko jedynym prawdziwym Bogiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz