poniedziałek, 13 grudnia 2010

Zemsta pana R. (23)

Opowieść bez klucza
Autor czuł absmak. Może nawet przerażający absmak spowodowany sytuacją, jaka się wytworzyła. Kiedy przed jakimś czasem odbierał telefon od Szefa, który w sposób niedwuznaczny sugerował, że ma dla niego zamówienie na większą robotę, rozsadzała go wena twórcza. Miał wrażenie, że jeśli szybko czegoś nie napisze, czegoś naprawdę ważnego, wartościowego i za przyzwoite pieniądze, to nadmiar energii twórczej rozerwie go niczym granat. Nie chodziło tylko o energię, ale również o ogromną liczbę pomysłów, które obrały sobie siedlisko w jego głowie, gwałtownie domagając się spożytkowania i wypuszczenia na szerokie wody. Dlatego telefon od Szefa wydał mu się odpowiedzią losu na jego gotowość i potrzebę. Czuł się w możności, a telefon Szefa upewnił go, że na tę możność istnieje zapotrzebowanie.

Dlatego z zapałem zabrał się za pisanie. Miał poczucie, że pisze nie tylko dla jakichś niesprecyzowanych odbiorców, kryjących się za zamówieniem uosabianym przez Szefa. Miał poczucie, że pisze dla świata, który oczekuje niecierpliwie na to, co on, Autor, ma mu w tej dziejowej chwili do przekazania. Miał wreszcie poczucie, że pisze dla siebie, że sam siebie ratuje i uszczęśliwia, wydając na świat zdecydowany nadmiar myśli, idei, przesłań, obrazów i wizji.

Jednak od pamiętnej rozmowy z Szefem, w której padło słowo "chłam", a zwłaszcza od tajemniczych wydarzeń, ktorych był świadkiem po wyjściu, związanych z “Club Restaurant Emmanuelle”, w Autorze coś pękło, powodując gwałtowny ubytek zarówno pomysłów, jak i entuzjazmu dla zadania, jakim było pisanie tego czegoś, co Szef chciał u niego zamówić. Dziś jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że uszły one z niego razem z rozdrażnieniem, które uchodziło z niego wtedy, gdy z ust kelnerki usłyszał "Będzie pyszne".

Przeniknięty absmakiem Autor miał poczucie, że jego liczne pomysły, które usiłował wyrazić za pomocą liter wstukiwanych w pamięć komputera, z niewyjaśnionych przyczyn zawisły w powietrzu, a może raczej w próżni, która w dodatku rozmywała ich kontury i odbierała ich rzeczywistą wagę. Czuł absmak właściwy wszystkim ludziom, którzy uświadamiają sobie, że nie robią to, co powinni, lecz marnują czas i energię na zajęcia poboczne, a może nawet szkodliwe dla innych i dla nich samych.

Zapewne łatwiej byłoby Autorowi wyjaśnić sytuację, w jakiej się znalazł, gdyby wiedział o tajemniczej rozmowie Szefa z kobietą, której imię co prawda nie padło, ale według jej własnych słów było dla niego oczywiste. Autor jednak o tej rozmowie nie miał pojęcia, podobnie jak o wydarzeniach, które miały nastąpić dopiero za jakiś czas i kompletnie zmienić wszystko. Dlatego skazany był na pogłębiający się absmak, którego nie był w stanie w żaden sposób pokonać i przezwyciężyć. Przerażający absmak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz