środa, 29 grudnia 2010

Kontrakty

Jednym z fundamentów relacji międzyludzkich jest przestrzeganie umów. Ogromna część naszych stosunków z innymi ma postać kontraktu.

Otóż znam faceta, który jest zapalonym karciarzem. Gra na pieniądze. Czasem duże, czasem małe. Różnie. Nie podejmuję się orzekać, czy jest hazardzistą czy nie. Jednak z podziwu wyjść nie mogę, jak wielką wagę przywiązuje on do jak najszybszej spłaty karcianych długów. To dla niego sprawa tak honorowa, że jest w stanie ukraść, aby tylko karciany dług spłacić (ponoć raz to nawet zrobił). Ponieważ sam nie gram w karty i uważam taką grę za bezwartościową rozrywkę i sposób na marnowanie dużej ilości czasu, jego postawa jest dla mnie bardzo niezrozumiała.

Jest ona dla mnie tym bardziej niezrozumiała, że znam trochę życie tego człowieka i wiem, że innych umów, moim zdaniem ważniejszych, niż karciane zakłady (bo w kartach chyba chodzi w istocie o rodzaj zakładu, prawda?), tak bardzo nie honoruje. Ma żonę (w sensie ślubu kościelnego), którą latami zdradzał na prawo i lewo, po czym się z nią rozwiódł i zawarł małżeństwo cywilne z inną. Dziś ma już czwartą żonę.

Nie umiem pojąć, dlaczego facet, który tak bardzo honorowo traktuje kontrakt karciany, nie przykłada takiej wagi do małżeństwa, które też jest przecież, w sferze czysto ludzkiej, kontraktem?

A patrząc szerzej nie umiem uniknąć pytania: Co w nas jest, że poważniej traktujemy karciane zobowiązania, niż nasze umowy z Bogiem? Bo przecież ogromna część naszych relacji z Bogiem też ma charakter kontraktów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz