To już jest zachowanie standardowe. A właściwie podwójnie
standardowe. Proceder polega na tym, że ten sam gest, słowo, czyn,
wykonane przez kogoś z "naszych" podlegają zupełnie innej ocenie na
skali wartości niż wtedy, gdy przydarzyły się "waszym".
To,
co w wykonaniu "waszych" jest zbrodnią, skandalem, łajdactwem,
bandytyzmem, zrealizowane przez "naszych" jest drobną pomyłką,
uchybieniem, drobiazgiem nie wartym dostrzeżenia, a może nawet czymś
pozytywnym, tylko źle zrozumianym i zinterpretowanym. Zanikła gdzieś
obiektywna wartość czynu. Jego wartość zależy od tego, kto go popełnił.
"Nasz" czy "wasz". Całkowita relatywizacja wszystkiego.
Zdumiewające
jest, jak wielkim powodzeniem taka postawa cieszy się wśród członków
Kościoła. Staje się w wielu środowiskach kościelnych wręcz ćwiczeniem
obowiązkowym. Miarą wiarygodności i zaangażowania w życie wspólnoty.
Probierzem wierności i ortodoksji. Zasada brzmi krótko i zdecydowanie:
"Swoim" należy zawsze pobłażać. "Im" nigdy nie odpuszczać. Niczego.
Jezus
Chrystus nie stosował wobec "swoich" taryfy ulgowej. Zło nazywał złem, a
dobro dobrem, niezależnie od tego, czy było ono dziełem kogoś z
"naszych", czy kogoś z "waszych". Dzisiaj dla wielu po prostu by się nie
sprawdził, jako katolik. stukam.pl
środa, 26 września 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz