Nie mogę powiedzieć, że nie jestem kibicem. Jestem. Okazjonalnym.
Interesuję się sportem doraźnie, zwłaszcza wtedy, gdy dotyczy sukcesów
odniesionych przez Polaków, ale także wtedy, gdy mam okazję obserwować
zawody sportowe, w których w sposób szczególny okazuje się ludzkich hart
ducha, wytrwałość, konsekwencja. Dlatego tak bardzo irytuje mnie fakt,
że nie mogę w Polsce obejrzeć w telewizji żadnej transmisji z
paraolimpiady.
W kontekście powyższych deklaracji
teoretycznie nie powinno mnie szczególnie dotykać zamieszanie wokół
telewizyjnej transmisji najbliższego meczu polskich piłkarzy. Po prostu
nie zapłacę i nie będę oglądał ich występu. Wynik poznam z Internetu.
Pamiętając ostatnie dokonania boiskowe naszych kopaczy, mam podstawy
przypuszczać, że niewiele stracę.
A jednak mam
wrażenie, że obie decyzje publicznej telewizji, zarówno ta o rezygnacji z
transmitowania paraolimpiady (choć transmituje ją ponad sto telewizji
na całym świecie), jak i odmowa zakupu dla widzów meczu z Czarnogórą,
mają wspólne źródło. I wcale nie jest nim rzeczywisty fatalny stan
finansów telewizyjnych publicznych kanałów w naszym kraju. Jest nim, w
moim odczuciu, pewien sposób patrzenia na rolę telewizji w Polsce
dzisiaj przez ludzi decydujących o jej kształcie. A jeszcze bardziej -
wydaje mi się - wynikają one z określonego typu postrzegania odbiorcy.
Niestety, próbując oglądać TVP1 i TVP2 dochodzę do wniosku, że nie jest
to sposób postrzegania pochlebny dla widzów.
Mam wrażenie,
że w publicznej telewizji przeważa myślenie produktowe, a nawet
towarowe, bez jakiegokolwiek odniesienia do misji. Problem jest
szczególnie drażliwy, bo w moim odczuciu produktem i towarem nie są w
tej układance telewizyjne programy, lecz my - odbiorcy. stukam.pl
środa, 5 września 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz