Jest grupa ludzi, którzy mają szczególną umiejętność (bo talent, w
sensie dar Boży, to z pewnością nie jest). Potrafią wszystko, z czym się
zetkną, podtopić.
Do podtapiania, które w rzeczywistości
jest skutecznym sposobem torpedowania wszystkiego, co narusza ich
wewnętrzny i zewnętrzny spokój, używają słów i pozornej aktywności.
Organizują dziesiątki spotkań, dyskusji, paneli, debat, konferencji,
sesji itp. Jedynym efektem tych działań jest potop słów, który sięga
nawet najlepszym pomysłom i inicjatywom powyżej uszu, sprawiając, że
muszą się śmiesznie poruszać, z trudem łapiąc oddech.
Podtopiona
myśl wygląda zabawnie i żałośnie zarazem. Nie rozwija się, nie
inspiruje, nie pcha świata i ludzkości do przodu. Przestaje być groźna.
Patrzę
na mój Kościół i z coraz bardziej wybałuszonymi oczami bezradnie
obserwuję tabuny podtapiaczy, znęcających się nad tak zwaną nową
ewangelizacją. Ileż oni już naprodukowali papieru, plików
elektronicznych, zebrań i narad, w których niknie, niczym w groźnych
wirach i odmętach, sama istota rzeczy. Ileż natworzyli funkcji i
stanowisk, iluż nagle odkryło w sobie pokłady wiedzy specjalistycznej na
ten temat. Jak namnożyli ankiet, formularzy i kwestionariuszy.
A
nowa ewangelizacja ledwo dyszy, przytłoczona brakiem przestrzeni,
powietrza i ducha. Resztką sił wychyla głowę z topieli, w którą jest
spychana. Jeszcze zanim się na dobre zaczęła. stukam.pl
wtorek, 11 września 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz