środa, 16 stycznia 2013

Guru

To grozi każdemu, który otrzymuje jakąś funkcję, ale duchownym chyba grozi bardziej niż innym. W sensie intensywności. Bo to ich, częściej niż innych, ludzie próbują ustanawiać swoimi guru.

Choć wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka, że nic w tym złego, iż jakiś ksiądz albo biskup są dla jakiejś grupy guru. Bo to przecież, jak mówi słownik, przewodnik, nauczyciel duchowy, ktoś przekazujący adeptom wiedzę i doświadczenie, także przywódca wspólnoty religijnej, osoba ciesząca się dużym autorytetem, posłuchem w jakimś środowisku, przywódca grupy nieformalnej.

Ale, ale. Także mistrz. I tu już wyznawcy Jezusa Chrystusa powinien odezwać się dzwoneczek alarmowy. Zarówno wyznawcy, który przyjął święcenia, jak i temu, który pozostaje świeckim. Dla chrześcijan jest tylko jeden Mistrz.

W sanskrycie guru znaczy "ciężki, ważny, czcigodny". Właśnie. Ciężki. Ktoś, kto swoją osobą "przygniata" innych. Tym sposobem ich formuje. Niczym w walcowni albo tłoczni. Siłą. Niekoniecznie fizyczną. Manipulacja też jest środkiem siłowym.

Guru potrzebuje wyznawców. Swoich wyznawców. Tych, którzy żyją według jego nauki.

Jezus nie stworzył żadnej szkoły dla guru. Nie formował mistrzów. Chrystus zorganizował grupę apostołów. To znaczy wysłańców. Posłaniec nie tylko nie głosi sam siebie, ale nie tworzy również własnej nauki. Tylko przekazuje czyjąś. stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz