Mój niezbyt gościnny znajomy ma zwyczaj zniechęcać odwiedzających go
do przedłużania pobytu prostym apelem: "Jeśli nie masz co robić, nie rób
tego u mnie". Może niezbyt uprzejme, ale bywa wyjątkowo trafne,
przynajmniej w niektórych sytuacjach. Szczególnie w takich, w których
ktoś pozoruje intensywne zajęcie, zmuszając w rzeczywistości innych, aby
się nim zajmowali.
W pewien sposób podobne zjawisko,
tylko o znacznie większym natężeniu, występuje w sferze wypowiadania
się. "Jeśli nie masz co powiedzieć, to nie otwieraj gęby" - apelował
jakiś czas temu raper Młody M.
Tę samą myśl piękniej, a
przede wszystkim od strony pozytywnej, wyraził Julian Tuwim:
"Błogosławiony ten, co nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego
faktu w słowa". Oj, mało się robi tych błogosławionych.
Jest
w narodzie jakaś nieprzeparta potrzeba wypowiedzenia się. Nieważne, o
czym akurat toczy się rozmowa, coraz liczniejsi zabierają głos i
wykrzykują co im akurat leży na wątrobie, a niejednokrotnie po prostu
to, co im ślina na język przyniesie.
Mam nasilające się
przeświadczenie, że media są siłą napędzającą to zjawisko. To one
pokazują, dowodzą, uczą, że nieważne co mówisz. Ważne, że mówisz. Zawsze
znajdzie się przecież ktoś, kto ci przyklaśnie, bez względu na to,
jakie androny będziesz opowiadać. Przyklaśnie, bo ulegnie złudzeniu, że
się z twoją wypowiedzią identyfikuje. Nieważne, że niczego z niej nie
zrozumiał, bo nie mógł. Bo nie było nic do zrozumienia.
Milczenie
jest w mediach traktowane jako przejaw klęski. Jako brak słów. Jako
uznanie argumentów adwersarzy i brak własnych. Mylnie. Milczenie powinno
być przede wszystkim przejawem namysłu.
A gdyby tak stworzyć medialną szkołę uczącą milczenia? stukam.pl
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz