piątek, 18 stycznia 2013

Medialna szkoła milczenia

Mój niezbyt gościnny znajomy ma zwyczaj zniechęcać odwiedzających go do przedłużania pobytu prostym apelem: "Jeśli nie masz co robić, nie rób tego u mnie". Może niezbyt uprzejme, ale bywa wyjątkowo trafne, przynajmniej w niektórych sytuacjach. Szczególnie w takich, w których ktoś pozoruje intensywne zajęcie, zmuszając w rzeczywistości innych, aby się nim zajmowali.

W pewien sposób podobne zjawisko, tylko o znacznie większym natężeniu, występuje w sferze wypowiadania się. "Jeśli nie masz co powiedzieć, to nie otwieraj gęby" - apelował jakiś czas temu raper Młody M.

Tę samą myśl piękniej, a przede wszystkim od strony pozytywnej, wyraził Julian Tuwim: "Błogosławiony ten, co nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego faktu w słowa". Oj, mało się robi tych błogosławionych.

Jest w narodzie jakaś nieprzeparta potrzeba wypowiedzenia się. Nieważne, o czym akurat toczy się rozmowa, coraz liczniejsi zabierają głos i wykrzykują co im akurat leży na wątrobie, a niejednokrotnie po prostu to, co im ślina na język przyniesie.

Mam nasilające się przeświadczenie, że media są siłą napędzającą to zjawisko. To one pokazują, dowodzą, uczą, że nieważne co mówisz. Ważne, że mówisz. Zawsze znajdzie się przecież ktoś, kto ci przyklaśnie, bez względu na to, jakie androny będziesz opowiadać. Przyklaśnie, bo ulegnie złudzeniu, że się z twoją wypowiedzią identyfikuje. Nieważne, że niczego z niej nie zrozumiał, bo nie mógł. Bo nie było nic do zrozumienia.

Milczenie jest w mediach traktowane jako przejaw klęski. Jako brak słów. Jako uznanie argumentów adwersarzy i brak własnych. Mylnie. Milczenie powinno być przede wszystkim przejawem namysłu.

A gdyby tak stworzyć medialną szkołę uczącą milczenia? stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz