czwartek, 31 stycznia 2013

Papież i ptaki

Ktoś mnie zapytał zatrwożony nie na żarty: „Czy to nie było wydarzenie w jakiś sposób symboliczne? Czy to dla nas nie jest jakiś znak?”. A chodziło o to, co miało miejsce w ostatnią tegoroczną styczniową niedzielę w Watykanie.

W swoim wystąpieniu w czasie południowej modlitwy Anioł Pański papież Benedykt XVI wspomniał o obchodzonym właśnie w tę niedzielę Dniu Pamięci o ofiarach holokaustu i nazizmu. Do zgromadzonych na Placu Świętego Piotra, wśród których było około dwa tysiące dzieci z tradycyjnej „Karawany Pokoju”, organizowanej przez Włoską Akcję Katolicką, Papież powiedział: „Pamięć o tej ogromnej tragedii, która ugodziła dotkliwie przede wszystkim w naród żydowski, musi stanowić dla wszystkich nieustanną przestrogę, ażeby nie powtórzyła się groza z przeszłości, by przezwyciężono wszelką postać nienawiści i rasizmu i by krzewiono szacunek oraz godność każdej osoby ludzkiej”.

Potem dodał: „Spróbujmy wypuścić gołębie”.

Gołębie były dwa. Bielutkie. Jak to gołębie pokoju. Pierwszy poleciał bez przeszkód. Ale drugi nie miał tak łatwo. „Wypuszczony przez Benedykta XVI tradycyjny gołąbek pokoju ledwo uszedł z życiem” – emocjonowały się niektóre media. „Rozległ się przeraźliwy kwik i łopot skrzydeł! To wielka złośliwa mewa atakowała papieskie ptactwo! Kłapała dziobem i łakomie zerkała na małego gołąbka” – opisywały plastycznie. „Rozjuszony ptak najwyraźniej nie słuchał apelu papieża, tylko czekał na dobry moment, żeby zaatakować. Po chwili szarpaniny agresywna mewa zostawiła gołębia w spokoju i odleciała. Na szczęście obyło się bez żadnych znaczących obrażeń” – gorączkowały się gazety i portale internetowe, donosząc, że nękany na oczach tysięcy pielgrzymów gołąb znalazł w końcu schronienie wśród zabytkowych kolumn i portyków.

Oczywiście zaraz przypomniano, że to nie pierwszy incydent z udziałem Benedykta XVI i mającymi symbolizować pokój gołębiami. Dwa lata temu oba wypuszczone ptaki wleciały z powrotem do papieskiego pokoju. „Chcą zostać w domu papieża” - skomentował wtedy Ojciec święty.

Przeglądając gazety wykryłem, że trafiające do mnie pytania o wymowę tegorocznego przypadku nie wzięły znikąd. „Czy to znak, że świat czeka tragiczna zawierucha?” – wyczytałem w jednej z bulwarówek.

Odpowiadając na tak postawione pytanie skłonny jestem raczej stwierdzić, że to dowód, iż pokusa dopatrywania się w drobnych zdarzeniach dalekosiężnych wróżb i zapowiedzi globalnych nieszczęść jest w każdych czasach ogromna. Ale nie uważam, że ktoś powinien czuć się szczególnie zagrożony i przestraszony. stukam.pl


Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz