Wielokrotnie próbowałem podczas tzw. wizyty duszpasterskiej,
potocznie zwanej kolędą, poruszyć z nawiedzanymi domownikami kwestie
religijne. Ciężka sprawa.
Co ciekawe, jeśli już w ogóle
udawało mi się skierować rozmowę na tory inne, niż zdrowie (które
niezmiennie od lat jest dla przytłaczającej większości przyjmujących
mnie, jako księdza po kolędzie, "najważniejsze"), brak pieniędzy,
problemy z pracą i rzucanie oskarżeń pod adresem rządu to miało to
miejsce wśród ludzi młodych. Starsze pokolenie (poza wąską grupą
naprawdę mocno zaangażowanych w życie duchowe) reaguje na tematy wiary,
duchowości, z niechęcią nerwowo, a nawet alergicznie. Zauważyłem, że
ludzie starsi, nawet ci systematycznie uczęszczający na niedzielną Mszę
św, często źle znoszą we własnym domu sformułowanie "życie wieczne".
Albo patrzą lękliwie, gdy się mówi o niebie.
Te moje spostrzeżenia występują na szerszym tle. Tak się w jakoś zafiksowaliśmy od pewnego czasu na ziemskich aspektach misji Kościoła, że rzadko kiedy podnosimy wzrok do góry z ufnością i nadzieją. To głupie. I szkodliwe. Dla każdej i każdego z nas. Dla wspólnoty Kościoła. I dla Kościoła jako instytucji też. stukam.pl
wtorek, 8 stycznia 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dobrze, że Ksiądz przynajmniej starał się wchodzić w tematy nad-przyrodzone. Wielu kapłanów pogodziło się ze status quo i sobie odpuszcza.
OdpowiedzUsuńWiększość księżowskich pytań można jednak przewidzieć i się do nich przygotować. Nie wiem, czy mój proboszcz, nowy w parafii, zdawał sobie sprawę, ile konsternacji może wywołać proste "Opowiedzcie mi o waszej rodzinie" zamiast tych wszystkich pytań.