czwartek, 22 kwietnia 2010

Zjedz

Co można pomyśleć o kimś, kto wygłasza jakieś nauki, daje do zrozumienia, że jest Synem Bożym, co prawda zrobił kilka znaków, może nawet cudów, po czym nagle oświadcza, że jest chlebem żywym i należy go zjeść? Gdyby dzisiaj, w XXI wieku, pojawił się ktoś taki, zapewne zebrałby niewielka grupkę zafascynowanych zwolenników, ale generalnie raczej budziłby społeczne zaniepokojenie. Najprawdopodobniej stałby się przedmiotem kpin i żartów. Może pojawiłyby się wezwania, żeby go odizolować, zamknąć na leczeniu lub coś w tym rodzaju.

Oczekujemy racjonalności. W kwestiach religijnych również. To my decydujemy, co jest racjonalne, a co nie. Co się jeszcze mieści w sferze akceptacji, a co nie. Wyznaczamy granice, za którymi przestajemy nie tylko przejmować. Przestajemy słuchać.

Kim trzeba być, żeby wyjść do ludzi i powiedzieć: "Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi spożywali mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata"?

My nigdy nie jedliśmy manny. Trudno nam, tyle wieków później, zrozumieć odniesienia do dzieła Mojżesza, który wyprowadził naród z niewoli. My mamy swoje problemy, z którymi codziennie musimy się zmagać. Dlaczego więc mielibyśmy poważnie traktować czyjeś deklaracje, że jest chlebem, który zstąpił z nieba?

O czym myślą ludzie w czasie przyjmowania Komunii świętej w kościele? Co im przychodzi do głowy, gdy na słowa księdza "Ciało Chrystusa" odpowiadają potwierdzające "Amen"?

Dla niejednego to zadziwiające, jak bardzo wierzą! Dwa tysiące lat później!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz