"Ej co ty robisz? Nie tędy droga! Musisz zawrócić i skręcić na autostradę" - buntowali mu się pasażerowie w samochodzie. "Nie chcę jechać autostradą" - burknął pod nosem. "Co? Dlaczego?" - zdziwili się. "Przecież autostradą śmigniemy to w godzinę, a tymi bocznymi drogami będziemy się tłuc co najmniej trzy" - tłumaczyli. "Nie lubię iść na łatwiznę" - mruczał. "Ale nie jedziesz sam! Nam się nie uśmiecha siedzieć trzy godziny w dusznym samochodzie" - protestowali. "Nikt was tu nie trzyma na siłę. Zawsze możecie wysiąść i znaleźć sobie inny środek lokomocji" - mówił tym samym chrapliwym tonem.
Nie wysiedli. Obrażeni siedzieli na swoich miejscach, ale stopniowo przechodziło im oburzenie, bo widoki były po drodze niesamowite, a kiedy zatrzymali się, aby w jakiejś małej knajpce coś przegryźć, okazało się, że przy garnkach urzęduje tam prawdziwy mistrz. Gdy już dojeżdżali złapali w radiu jakieś wiadomości. "Wielki karambol na autostradzie" - krzyczał w mikrofon reporter. "Zginęło osiem osób, a droga jest całkowicie nieprzejezdna". Zszokowani popatrzyli na kierowcę. "Skąd wiedziałeś?" - zapytali. "Nie wiedziałem. Po prostu nie lubię jeździć autostradami. Są za łatwe, a przez to nudne".
"Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują" - przykazał Jezus swoim uczniom. Nie jest to szczególnie atrakcyjna wskazówka na XXI stulecie. My raczej szukamy wygodniejszych rozwiązań. Takich, które wymagają mniej wysiłku niż więcej. Takich, które są mniej czasochłonne. Takich, które nie wymagają pełnego zaangażowania.
Jeden z katolickich tygodników w Polsce bardzo długo bronił się przed zmianą formatu. Redakcja z uporem wydawała kolejne numery na wielkich płachtach, chociaż wszyscy dookoła już dawno przeszli na mniejszy, wygodniejszy dla odbiorców format. Redakcja tego tygodnika próbowała z tej "niewygody" uczynić atut, zaletę, wyróżnik i afiszowała się z nią nawet w haśle reklamowym. Ale się nie udało. Ludzie nie chcieli czytać pisma, które przy przewracaniu strony wymagało sporej gimnastyki. Tygodnik jednak zmniejszył format.
Niejeden uważa, że Ewangelia też jest zbyt wielkiego formatu, jak na dzisiejsze czasy. Wciąż słychać sugestie, żeby ją przyciąć do rozmiarów łatwo przyswajalnego bryku. Ale tego się nie da zrobić. Tak, jak nie da się wybudować autostrady na Mount Everest. Trzeba się tam wdrapać własnym wielkim wysiłkiem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz