To jest przepaść. Przepaść w myśleniu. Przepaść w podejściu do człowieka. Do jego potrzeb. Do jego szans i możliwości. Z jednej strony twardy realizm. Z drugiej - cud.
Kiedy trzynaście lat temu w czasie tak zwanej powodzi tysiąclecia, ówczesny premier wspomniał coś o konieczności myślenia przyszłościowego i ubezpieczaniu się, zapłacił za to wielką polityczną cenę. Stracił władzę, bo powiedział ludziom "Radźcie sobie sami". Tymczasem ludzie uznali, że państwo, które on reprezentował, powinno się o nich zatroszczyć i poratować w trudnej sytuacji, a nie spychać cały ciężar katastrofy na nich. Premier, co dzisiaj wielu przyznaje, miał rację. Jego nieroztropność polegała według wielu komentatorów na tym, że głośno ja wyraził i na tonie głosu, jakim to zrobił.
Apostołowie zachowali się na pustyni też całkiem sensownie. A co najważniejsze - wykazali się troską o zgromadzonych wokół Jezusa słuchaczy. Przecież mogli w ogóle się nie interesować, czy mają co jeść. Mogli się skupić na tym, aby im samym nie zabrakło. Znali jednak swoje możliwości. Dlatego zaproponowali rozesłanie towarzystwa po okolicy, aby na własną rękę każdy zdobył sobie coś na ząb. Czy spodziewali się, jak zareaguje na ich pomysł Jezus? Że usłyszą coś kompletnie nielogicznego: "Wy dajcie im jeść"? Nielogicznego, bo mieli tylko pięć chlebów i dwie ryby.
Grupa młodych turystów z księdzem szykowała się do odprawiania Mszy św. na leśnej polanie. Chłopak, któremu przypadło zadanie zakrystiana przeprowadzał śledztwo, kto zamierza przystąpić do Komunii św., a kto nie. Ksiądz zauważył, że starannie odlicza małe hostie, wkładając je do przypominającej niewielką miseczkę pateny. "Dodaj jeszcze kilka" - powiedział. Chłopak chciał zaprotestować, ale ksiądz już zagłębił się w modlitwie, więc wzruszył ramionami i dodał kilka białych opłatków.
W chwili, gdy rozpoczynała się Msza na polanę weszła niewielka grupka starszych ludzi. Od razu przyłączyli się do modlitwy. A gdy nastał moment Komunii św. wszyscy poszli w stronę polowego ołtarza i przyjęli Ciało Chrystusa.
"Skąd ksiądz wiedział, że ktoś jeszcze przyjdzie?" - dziwił się "zakrystianin" po Mszy. "Nie wiedziałem. Ale Bóg nigdy nie wylicza. Zawsze ma nadmiar" - powiedział duchowny chowając albę do plecaka.
Jezus rozmnażając chleb nie wyliczył co do okruszyny. Rozmnożył go za dużo. Co nie znaczy, że pozwolił mu się zmarnować. Bóg zawsze daje nadmiar, którego nie pozwala marnować. To takie przypomnienie na uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa.
czwartek, 3 czerwca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz