środa, 16 czerwca 2010

Pokazówka

"The show must go on" śpiewał zespół Queen. Przedstawienie musi trwać. Widowisko musi trwać. A widowiskiem staje się dzisiaj wszystko. Wszystko staje się show. Wszystko można zamienić w showbiznes.

Znana telewizja ogłosiła casting do kolejnego reality show, w którym uczestnicy będą mieli za zadanie między innymi ujawniać swoje najskrytsze tajemnice. Przed drzwiami hali, w której odbywały się "kwalifikacje" kłębił się wielotysięczny tłum. Reżyser wyjrzał przez okno i prychnął z pogardą: "Czy ci ludzie wstydu nie mają? Naprawdę myślą, że wszystko jest na pokaz?". "Z takim podejściem to ty się długo w branży nie utrzymasz" - szturchnął go producent. "Chodź, idziemy zaglądać im w dusze". "W dusze? To oni mają dusze?" - zdziwił się reżyser.

"Pan się musi pokazać. Ludzie mają prawo dowiedzieć się o pana istnieniu, o tym, co pan robi. Nie należy się w naszych czasach ukrywać, gdy się robi coś dobrego. Zwłaszcza coś dużego i dobrego" - przekonywał dziennikarz człowieka, który od lat pomagał innym na zasadzie "niewidzialnej ręki". "Myśli pan?" - facet spoglądał na dziennikarza bez przekonania. "Oczywiście! Pokażemy, jak pan działa z ukrycia!" - entuzjazmował się dziennikarz. "Niech pan powtórzy ostatnia zdanie" - poprosił facet. "Pokażemy, jak pan działa z ukrycia" - powtórzył redaktor. "Słyszy pan, jakie to bez sensu?"

"Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie" - napomniał Jezus swoich uczniów. Po czym dał wskazówki, jak w ukryciu i bez afiszowania się dawać jałmużnę, modlić się i pościć. Każdą wskazówkę kończy to samo zdanie: "A Ojciec twój który widzi w ukryciu, odda tobie".

Bóg nie potrzebuje od człowieka widowiska. Nie daje się nabierać na sztuczki z punktowym oświetleniem albo zbliżeniem kamery. Zna mnie. Wie o mnie wszystko. Wobec Niego nie jestem tajemnicą. Wobec ludzi nią jestem. Nie ma sensu tego zmieniać.

Przez całe lata dziewczyna dostawała za pośrednictwem parafii prywatne stypendium od jakiegoś biznesmena. Dzięki tym pieniądzom pochodząca z ubogiej, wielodzietnej rodziny dziewczyna nie tylko zrobiła maturę, ale ukończyła z wyróżnieniem studia. W czasie odpustu proboszcz, który był pośrednikiem w przekazywaniu pieniędzy, niespodziewanie wskazał palcem na kogoś i powiedział: "Zobacz, to jest twój dobrodziej". Popatrzyła i pożałowała. "Po co mi go ksiądz pokazał?" - zapytała z pretensją. "On tego chciał?". Proboszcz zrobił się czerwony po czubek łysiny. "Nie, przepraszam". "Jego niech ksiądz przeprosi" - powiedziała niegrzecznie i zaczęła chodzić na Mszę do sąsiedniej parafii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz